Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kołymski zimnik

Ciężarówką przez krainę mrozów

W takie zimowe drogi zamieniają się wszystkie syberyjskie rzeki, także Kołyma. W takie zimowe drogi zamieniają się wszystkie syberyjskie rzeki, także Kołyma. Michał Książek / Polityka
Nie wiedzie tędy żadna droga. Są tylko cztery podstawowe kierunki świata oraz trzy tysiące kilometrów zamarzniętych zimą błot i jezior połączonych lodową żyłą Kołymy. Po tej rzece śmiałkowie pokroju Iwana prowadzą wielkie ciężarówki.
Zimnikami podróżują dalniebojszczycy. Wowa czyści szybę w Kamazie ojca Iwana Popowa.Michał Książek/Polityka Zimnikami podróżują dalniebojszczycy. Wowa czyści szybę w Kamazie ojca Iwana Popowa.

Pan Jezus, mówi Iwan, chodził po wodzie pieszo, w sandałach. Iwan Popow potrafi po niej jeździć, Kamazem. Tyle że woda Wani jest zamarznięta. I nazywa się Lena, Kołyma bądź Indygirka. Potrafi też Wania jeździć po zasypanych śniegiem i oblodzonych górach. Nie jakichś pagórkach, ale po Górach Czerskiego, Wierchojańskich i Stanowych. Prowadził nawet po zamarzniętym Morzu Łaptiewych, choć nie wiedział wtedy, że już zjechał z lądu, bo wszystko było białe. Od lat utrzymuje w ten sposób rodzinę i niejedną ljubownicę. Oto dalniebojszczik, syberyjski kierowca ciężarówki.

Śmiałkowie pokroju Iwana prowadzą swe ciężarówki po zamarzniętych rzekach delikatnie, jakby stąpali na palcach, ale i tak co roku kilku z nich utonie. W lepszym wypadku skończy się na utracie samochodu, nierzadko cennego ładunku i odmrożeniu palców u nóg bądź kawałka twarzy. Tak wygląda zimnik, czyli efemeryczny archetyp drogi, który istnieje tylko zimą w Rosji.

Iwan śpi w kabinie, je za kierownicą, defekuje pod kołem, ale za to w niepokalanej bieli. Przez wiele dni myje tylko dłonie, oczy i przednią szybę. Nie może liczyć na pomoc medyczną czy wsparcie policji, każdego dnia ryzykuje ładunek i życie. Ryzyko zmniejsza odpowiednio przygotowany samochód. Zazwyczaj jest to ciężarówka Ural albo Kamaz z silnikiem zabezpieczonym od spodu metalową płytą, z łańcuchami na kołach i tak zwanym kołymbakiem, czyli dodatkowym zbiornikiem na paliwo. Oczywiście nielegalnym. Z Jakucka do Tiksi w delcie Leny jest zaledwie 1,5 tys. km, ale do Białej Góry nad Indygirką już 2 tys., zaś w ujście Kołymy, gdzie też żyje parę osób, aż 3 tys. km. By dotrzeć do Bilibino na Czukotce, dokąd wozi się nawet piasek budowlany, trzeba pokonać 4 tys. km.

Dla bezpieczeństwa Wania podróżuje z synem Wową, ale są kierowcy, jak Samotny Wilk z Białej Góry, którzy podróżują w pojedynkę.

Polityka 34.2013 (2921) z dnia 20.08.2013; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Kołymski zimnik"
Reklama