Wielu katolików, także w Polsce, styl Franciszka irytuje. Dla nich wzorem przywództwa kościelnego jest nadal Benedykt XVI, twardy obrońca ortodoksji. Ale dziś uwaga świata katolickiego skupia się na Franciszku. Nowy papież jest dla wielu znakiem nadziei. Może nie na jakieś wielkie reformy w Watykanie czy erudycyjne traktaty teologiczne, bo to są sprawy mniej ekscytujące szerokie rzesze katolików, których znaczna większość żyje dziś poza Europą.
Pierwsze półrocze
Jest znakiem nadziei, że na czele Kościoła stanął ktoś, kto rozumie, jak ciężko się żyje w Ameryce hiszpańskojęzycznej, we wstrząsanej wojnami domowymi Afryce czy Azji. Tym rzeszom nowy papież, niebojący się bezpośredniego kontaktu ze zwykłymi ludźmi, bardziej trafia do przekonania. Benedykt mógł im imponować, ale kochają Franciszka. To jest może największe osiągnięcie pierwszego półrocza nowego pontyfikatu.
Tych ludzi niezbyt rozgrzewają dyskusje, ile we Franciszku świętego Franciszka, a ile jezuity. Im wystarczy, że papież mówi językiem, który rozumieją. Wzruszają się, kiedy Franciszek osobiście dzwoni do kobiety zgwałconej w Argentynie przez policjanta, zastraszanej przez śledczych po złożeniu skargi. Opisała to w e-mailu do papieża. Franciszek dostaje tysiące listów dziennie, ten jednak go szczególnie poruszył i sam zatelefonował do 44-latki. Dzwonił też do 19-letniego studenta z Włoch, którego list dotarł do papieskich rąk za pośrednictwem któregoś z kardynałów. Raz nie zastał chłopaka, a za drugim razem zaproponował mu, by mówili sobie po imieniu.
Takie gesty można odbierać jako chwyty pod publiczkę, nieprzystojące papieżowi.