POLITYKA: – 20 lat temu doprowadził pan do podpisania porozumień pokojowych w Oslo. Dziś Izrael znów negocjuje z władzami palestyńskimi. Kiedy było bliżej pokoju?
Szymon Peres: – Wtedy zaczynaliśmy od zera. Teraz jednak mamy istotne doświadczenia. Mamy Autonomię Palestyńską i mówimy o pokoju, zgadzamy się co do celu tych rozmów. Bez Oslo nie mielibyśmy jednak obecnych negocjacji.
Na stole leży wiele tematów. Co będzie największym problemem?
Zdecydowanie kwestia Jerozolimy i odpowiednie zorganizowanie bezpieczeństwa wzdłuż izraelskich granic. Do tej pory wszystkie rozwiązania tych problemów okazały się martwe. Negocjacje to bardzo skomplikowana sprawa, bo toczą się nie tylko z oponentami, ale także z własnym społeczeństwem, które mówi – tak, jesteśmy za pokojem, tak, rozumiemy, że trzeba za niego zapłacić, ale jednocześnie pyta: dlaczego mamy płacić tak dużo, dlaczego tak bardzo ufamy drugiej stronie? I mówi wreszcie: wy nie umiecie negocjować. Dlatego ludzie są sceptyczni. Mówiąc trochę mniej serio, w życiu są dwie rzeczy, których nie da się osiągnąć, jeśli lekko nie przymrużymy oczu: to miłość i pokój. Kiedy otworzysz oczy i chcesz zobaczyć, co osiągnąłeś, zostajesz z niczym.
W dniu, w którym Izrael wypuścił palestyńskich więźniów, jednocześnie ogłosił plan budowy kolejnych 1500 mieszkań dla izraelskich osadników we wschodniej Jerozolimie. To nie poprawia klimatu.
Nowe osiedla są trudną kwestią dla Palestyńczyków, ale wypuszczenie więźniów jest trudną kwestią dla premiera Beniamina Netanjahu.