Jacek Żakowski: – Martwi pana Ukraina?
Mark Leonard: – Kiedy widzę, jak biją demonstrantów, to tak. Musimy wysłać Janukowyczowi bardzo wyraźny sygnał, że każdy członek ukraińskiej elity, który będzie zaangażowany w używanie przemocy przeciw opozycji, zostanie objęty europejskimi sankcjami.
Myśli pan, że oni się tym przejmą?
Gdybyśmy zastosowali takie sankcje, jak przeciw białoruskim elitom – na przykład zakaz wjazdu do Unii dla winnych i ich bliskich – toby się przejęli.
Białorusini bardzo się nie przejęli.
Ukraińska elita jest bardziej związana z Unią. Wysyła dzieci na studia w Anglii, Niemczech, Francji. Jeździ na nartach w Szwajcarii i Austrii. Opala się na Lazurowym Wybrzeżu, pływa po Morzu Śródziemnym, ma nieruchomości w Londynie, Zurychu, Paryżu. Trzeba nasze bodźce kierować wprost do ukraińskiej elity, bo kryzys ukraiński jest kryzysem elit. Popełniliśmy błąd, negocjując z nimi nasze postulaty dotyczące tego, jak sprawują władzę w swoim kraju.
Czyli?
Trzeba było wyraźnie powiedzieć: takie są nasze, europejskie, standardy sprawowania władzy. Jeżeli chcecie iść z nami, musicie je zaakceptować. Niczego wam nie narzucamy. Nie wymuszamy na was żadnego wyboru. Nie ingerujemy w waszą wewnętrzną politykę. Nie wtrącamy się w to, kogo Ukraińcy demokratycznie wybierają. Ale reguły są nienegocjowalne.
Na przykład?
Sprawa Tymoszenko.
Przy Tymoszenko Unia się uparła.
Ale wdała się w dyskusję, gdy tu nie było o czym dyskutować. A ponieważ te dyskusje były bezowocne, kryzys ukraińskich elit zaczął robić wrażenie kryzysu Unii Europejskiej.