Z całej duszy wspieram dążenia Palestyńczyków do własnej ojczyzny (…), ale o tym, jaką cenę osobiście mamy za to zapłacić, tylko ja i moi najbliżsi powinni decydować. Człowiek nie jest monetą przechodzącą z rąk do rąk” – tak Ahmad Bakhra skomentował nowy projekt wymiany terytorialnej. Bakhra to izraelski Arab, właściciel gajów oliwnych ciągnących się wzdłuż drogi ekspresowej łączącej izraelskie wybrzeże z Galileą, a także współwłaściciel prosperującej olejarni w Um-el-Fahm, największym arabskim mieście na pograniczu państwa żydowskiego i Autonomii Palestyńskiej.
Jeśli bulwersujący projekt szefa izraelskiego MSZ Awigdora Liebermana stanie się rzeczywistością, Bakhra, jego dom, jego przedsiębiorstwo i jego rodzina – nie ruszając się z miejsca – znajdą się nagle w innym kraju. Niczego nie zmieni fakt, że Ahmad urodził się tutaj przed 46 laty i siłą rzeczy figuruje w spisie ludności jako obywatel Izraela, że jego najstarszy syn studiuje ekonomię na Uniwersytecie w Hajfie i że od lat płaci podatki w izraelskim urzędzie skarbowym. Nawet jeśli nie zawsze jest szczęśliwy – powiada – ani prawo miejscowe, ani prawo międzynarodowe, ani proste ludzkie podejście do sprawy nie dają nikomu prawa do rozwiązywania problemów politycznych kosztem jego życia.
Taktyka przecieków
Projekt wymiany terytorialnej pomiędzy Izraelem a Autonomią, powstały w politycznym otoczeniu ministra Liebermana, miałby stanowić jeden z warunków w rozmowach pokojowych. Poprzednie projekty zakładały wymianę bezludnych obszarów. Ten nowy mówi już o oddaniu przyszłemu państwu palestyńskiemu terenów zamieszkanych przez izraelskich Arabów w zamian za zagarniętą przez żydowskich osadników część Zachodniego Brzegu.