Władimir Putin buduje sobie wizerunek pobożnego i konserwatywnego wyznawcy prawosławia. Pomagają w tym spece od piaru i media. W rosyjskiej telewizji pokazują dziennikarzy zasłuchanych w religijne wyznania Putina. Opowiada, że został ochrzczony w jednej z cerkwi Leningradu. Matka zaniosła go tam potajemnie w dniu św. Michała Archanioła, pogromcy szatana.
Wiara to sprawa prywatna, zaznacza Putin. Nie przeszkadza mu to opowiadać w telewizji kolejnej cudownej historii. Na jego daczy wybuchł kiedyś pożar. W zgliszczach znaleziono nietknięty ogniem krzyżyk, który podarowała mu matka. Odtąd się z nim nie rozstaje. Zgodnie z życzeniem matki poświęcił go w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie.
Przyszłość białego świata
Putin jest politykiem i szefem państwa. Wcześniej przez wiele lat był wysokim oficerem kontrwywiadu radzieckiego KGB, współpracownikiem policji bezpieczeństwa komunistycznych Niemiec. Jego ojciec był funkcjonariuszem NKWD w czasie wojny światowej, a dziadek musiał być zaufanym aparatu bezpieczeństwa ZSRR, skoro pozwolono mu być kucharzem Lenina i Stalina.
Radzieckie służby specjalne raczej nie wychowywały swych agentów z Biblią w ręce. W ZSRR prawie do końca obowiązywała doktryna odgórnej ateizacji społeczeństwa i zwalczania religii jako przesądu i obskurantyzmu. Prawosławie, tak jak inne Kościoły i religie w ZSRR, po prostu niszczono. Religijna aktywność prezydenta Rosji wydaje się więc elementem uporczywej, przemyślanej, choć już niekoniecznie opartej na faktach, kampanii wizerunkowej, służącej wzmacnianiu jego autorytetu jako „ojca narodu”.
Media pokazują Putina wśród wiernych i duchownych podczas prawosławnych nabożeństw. Prezydent fotografuje się na wielkanocnym zlocie bogobojnych rosyjskich harleyowców tak samo chętnie jak w Watykanie podczas spotkania z Benedyktem XVI.