Dla kraju to były dwie smutne rezygnacje w obliczu bezsilności. Najpierw z funkcji sekretarza Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Obrony odszedł Andrij Parubij. Legendarny komendant kijowskiego miasteczka namiotowego stanowisko objął w lutym, po ucieczce Wiktora Janukowycza. Dymisję złożył, nie podając powodów.
Jeszcze bardziej niepokojące jest odejście szefowej Narodowej Rady ds. Walki z Korupcją, Tetiany Czornowoł. To dziennikarka, która jako pierwsza pisała o nadużyciach Janukowycza, w tym o jego luksusowej posiadłości w podkijowskiej Meżyhirii. W grudniu zeszłego roku Czornowoł została dotkliwie pobita przez bandytów, których nasłał były prezydent. Jej urzędowanie było dla Ukraińców niejako gwarancją, że dotychczasowy skorumpowany system zostanie wreszcie obalony. Czornowoł zrezygnowała, gdyż – jak twierdzi – nie miała już środków do walki.
Ukraina bez wątpienia znalazła się w najtrudniejszym momencie swojej 23-letniej historii. Na wschodzie trwa regularna wojna. Sytuacja ekonomiczna pogarsza się w błyskawicznym tempie, bez szans na szybką poprawę. W ciągu ostatnich miesięcy siła nabywcza zarobków przeciętnego Ukraińca spadła o 40 proc. Społeczeństwo w tej chwili zmobilizowała rosyjska agresja, ale nie wiadomo, jak długo ludzie wytrzymają gospodarczy kryzys. Tym bardziej że w połowie czerwca Gazprom wstrzymał dostawy gazu i nie zanosi się, aby odblokował je do następnej wiosny. W dodatku zaczyna się kampania przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi, a to z pewnością ożywi wyciszone wojną konflikty polityczne.
Z polskiej perspektywy sytuacja na Ukrainie wydaje się nieskomplikowana. Cała uwaga mediów skupia się na antyterrorystycznej akcji w Donbasie, walkach ukraińskich wojsk z prorosyjskimi separatystami. To zrozumiałe, bo wojna toczy się właściwe tuż za polskim progiem, a od jej rezultatu zależy dużo więcej niż tylko przyszłość ukraińskiego sąsiada. Polityczna i społeczna sytuacja za naszą wschodnią granicą jest jednak dużo bardziej złożona.