Po co komu Donieck?
Czym się różni codzienne życie na wschodzie i zachodzie Ukrainy
W internecie krąży film, na którym widać, jak kawalkada z zabitym na wschodzie ukraińskim żołnierzem jedzie ulicami którejś z zachodnioukraińskich wiosek. Ludzie stoją wzdłuż drogi w milczeniu. Człowiek za człowiekiem, jak żywy łańcuch. Tak kilometrami. Niektórzy klękają. Matki trzymają dzieci na rękach. Kierowca płacze ze wzruszenia. „Patrzcie Rosjanie, jak Ukraina żegna swoich bohaterów” – głosi tytuł filmu.
Ta narodowa egzaltacja pomieszana jest jednak z wyraźnym zmęczeniem. Trzeba oddać ten cały Donbas Ruskim – słyszy się często we Lwowie. Oddać, odgrodzić się murem, zapomnieć i robić w końcu normalny kraj.
– Niektórzy to się chowają przed poborem – ściszał głos pan Wasyl, który wiózł mnie od granicy. – Już kilka tysięcy z okolicy wzięli do wojska. Ale i ochotników jest sporo – przyznaje. – Służą po 45 dni, potem wracają do domu, ale wielu chce z powrotem na front. Ludzie mówią – pan Wasyl ściszył głos jeszcze bardziej – że im tam jakichś narkotyków dają i się uzależniają.
Lwów
We Lwowie już się wszystkim znudziło śpiewać „Putin chujło”, bo ileż można. Kiedyś wieczorem na każdej ulicy można było to usłyszeć. Teraz już prawie nikomu się nie chce. W knajpach klimat też już się zmienił – nie puszczają, jak dawniej, patriotycznych kawałków w koło Macieju. Nie ma już tego klimatu, że ktoś zaczyna śpiewać hymn, a cała ulica podejmuje. No, chyba że jest jakaś uroczystość.
Handluje się za to patriotycznymi i antyrosyjskimi gadżetami – flagami narodowymi i, na przykład, papierem toaletowym z nadrukowanym Władimirem Putinem.