Wygrani mocno zgrzani
Wybory w USA już niedługo. Republikanie ostro prą do przodu
Po listopadowych wyborach senator Mitch McConnell z Kentucky nie krył radości – zaszczytna funkcja lidera republikańskiej większości w Senacie to piękne ukoronowanie kariery. Ale McConnell jest zbyt inteligentny, aby popaść w euforię, i partyjnych kolegów przestrzega przed triumfalizmem. Dominacja w Kongresie może utrudnić osiągnięcie najwyższego celu: sukcesu w wyborach prezydenckich w 2016 r. Tym bardziej że republikanie (GOP) nie mają na razie najlepszych kandydatów.
W listopadzie wygrali, bo McConnellowi i jego partyjnej machinie udało się nie dopuścić do wyborów kandydatów-oszołomów z Tea Party, jak Sharron Angle i Todd Akin. Cztery lata wcześniej odstraszyli Amerykanów, uniemożliwiając republikanom przejęcie kontroli w Senacie już wtedy. Tym razem o mandaty ubiegali się politycy względnie umiarkowani, popierani przez establishment. Herbaciani konserwatyści są jednak w partii wciąż silni, zwłaszcza w Izbie Reprezentantów, gdzie wielu dostało się po raz pierwszy. Republikanie pozostają nadal podzieleni i McConnell oraz przewodniczący Izby John Boehner zdają sobie sprawę, że muszą okiełznać ultrasów.
Ostatnie zwycięstwo republikanów, partii mającej w logo słonia, nie oznacza wcale zwrotu Ameryki w prawo. Sprzyjał im fakt, że tym razem wybory odbywały się głównie w stanach tradycyjnie konserwatywnych, ale już w 2016 r. będzie raczej odwrotnie (co 2 lata wybiera się jedną trzecią Senatu). Trendy demograficzne – przede wszystkim wzrost elektoratu latynoamerykańskiego – sprzyjają na dłuższą metę demokratom. Teraz na nastrojach zaważyło głównie rozczarowanie rządami Baracka Obamy.