Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Związek specjalnej troski

USA–Izrael: Najważniejszy sojusz na świecie

Barack Obama i Beniamin Netanjahu w Jerozolimie – na pozór w dobrych stosunkach. Barack Obama i Beniamin Netanjahu w Jerozolimie – na pozór w dobrych stosunkach. Polaris / East News
Republikanie zawarli sojusz z premierem Izraela przeciwko własnemu prezydentowi. Co się dzieje z najważniejszym sojuszem świata?
Partia Netanjahu Likud i jego amerykańscy zwolennicy stali się integralną częścią republikańskiego obozu w USA.US Embasy Tel Aviv/Wikipedia Partia Netanjahu Likud i jego amerykańscy zwolennicy stali się integralną częścią republikańskiego obozu w USA.

Najnowszy żart na Kapitolu? Amerykański Senat – wbrew konstytucji – liczy jednak nie 100, a 101 członków. Ten ponadprogramowy to republikanin ze stanu Izrael Beniamin Netanjahu, który nieco przy okazji jest też premierem Izraela. Już 3 marca zamierza wystąpić przed połączonymi izbami Kongresu i przekonywać braci Amerykanów, że wszystko to, co jest dobre dla Izraela, jest też dobre dla pozostałych 50 stanów USA.

A teraz na poważnie. Po listopadowych wyborach uzupełniających, w których demokraci ponieśli dotkliwą klęskę, prezydent Obama porzucił koncyliacyjny styl i rozpycha się łokciami w Waszyngtonie. Próbuje rządzić za pomocą tzw. dekretów wykonawczych, wchodząc w kompetencje Kongresu w takich sprawach, jak imigracja czy stosunki z Kubą. Nic więc dziwnego, że relacje między Białym Domem a republikanami są na granicy wojny domowej.

Odwet republikanów nastąpił 20 stycznia, kilka godzin po dorocznym wystąpieniu prezydenta w Kongresie. Republikański przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner z nieskrywaną satysfakcją przyznał, że zaprosił Netanjahu, aby ten wyjaśnił kongresmenom, czy można wierzyć Irańczykom, i przy okazji ocenił politykę Obamy wobec Teheranu. Zaproszenie zostało przyjęte.

Sprawa zaufania ma w tym przypadku bardzo konkretny wymiar. Od 2013 r. toczą się (a w zasadzie ślimaczą) negocjacje między Waszyngtonem a Teheranem w sprawie umowy nuklearnej. Obama chce, aby Irańczycy zrezygnowali z dalszego wzbogacania uranu, co ostatecznie mogłoby ich doprowadzić do bomby. W zamian oferuje pomoc przy rozwoju cywilnej energetyki jądrowej i ograniczenie sankcji gospodarczych, które ciążą Irańczykom od 35 lat.

Nie wiadomo jednak, jak w przyszłości kontrolować postanowienia ewentualnej umowy, bo Irańczycy, choć oficjalnie tacy bogobojni, w sprawach nuklearnych kilka razy kłamali już w żywe oczy i bogacili uran po kryjomu.

Polityka 8.2015 (2997) z dnia 17.02.2015; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Związek specjalnej troski"
Reklama