Rok 2020. W Rosji miłościwie panuje gen. Igor Striełkow, a na czele jego doradców stoi Aleksandr Dugin. Od Zachodu oddziela Rosję wysoki mur zbudowany na lewym brzegu Dniepru. Teraz na wschód od dawnej stolicy Ukrainy jest nowy kraj – Wschodnioukraina, formalnie niezależna, de facto podmiot terytorialny Rosji, określanej również jako Wielkorosja lub Eurazja. Podobnie zresztą jak kraje kaukaskie i środkowoazjatyckie, które Rosja „przymusiła do przyjaźni”. To nowe określenie wprowadzone do eurazjatyckiego słownika polityki zagranicznej, drugie najważniejsze po „wojnie o pokój”.
Gen. Striełkow rządzi twardą ręką. Wrogowie ludu, czyli „piąta kolumna i nacjonałzdrajcy”, już dawno zostali „zneutralizowani”, w większości wyemigrowali. Taki sam los spotkał zresztą wszystkich rządowych ekonomistów, włącznie z naczelnym zdrajcą Dmitrijem Miedwiediewem i szefową Banku Centralnego Elwirą Nabiulliną. Władimir Putin – „z powodu choroby” – udał się już dawno na leczenie za granicę. Na Zachodzie działa też rząd emigracyjny byłego ministra gospodarki Aleksieja Kudrina, który czeka na lepsze czasy.
Tymczasem Striełkow wraz z grupą generałów patriotów przygotowuje kraj do wielkiej wojny z faszystowskim Zachodem. Pieniądze płyną z Chin, które kupują od Rosji surowce zablokowane na Zachodzie. Wprawdzie dochody budżetowe nie są zbyt duże, bo większość idzie na kupowane, również w Azji, dobra i żywność. Priorytetem, rzecz jasna, pozostaje armia.
System totalnego kłamstwa
Dzień oprycznika. To tylko scenariusz, ale czy można go całkowicie wykluczyć? Kilka lat temu pisarz Władimir Sorokin w „Dniu oprycznika” przedstawił antyutopijną wersję Rosji przyszłości, bardzo podobną do tej opisanej powyżej.