Pochodzące z języka hindi słowo aadhaar oznacza podstawę, bazę. To trafna nazwa dla systemu, który po raz pierwszy pozwoli ustalić, kim są ludzie zamieszkujący Indie oraz ilu ich jest naprawdę. A w każdym razie przybliży do tej wiedzy i pozwoli ją aktualizować znacznie lepiej niż spisy ludności realizowane co dekadę.
Wszystkie dane demograficzne dotyczące Indii są bezpodstawne – nikt dotąd nie był w stanie ustalić nawet tego, ilu ludzi rodzi się i umiera każdego dnia. Choć machina administracyjna sięga do najmniejszych wiosek, jest dziurawa i bezsilna wobec starych obyczajów czy stylów życia.
Miliony dzieci rodzą się wciąż w chatach, gdzie jedynym świadkiem ich przyjścia na świat jest niepiśmienna felczerka albo członek rodziny. Miliony dzieci nie rodzą się, choć powinny. W Indiach brakuje około 10 mln kobiet – na tę sumę składa się prawdopodobna liczba żeńskich płodów usuniętych przed narodzinami (tzw. aborcje selektywne) oraz zabójstw nowo narodzonych dziewczynek przez krewnych. W wielu społecznościach córki uważane są za istoty mniej wartościowe i ciężar finansowy.
Są też w Indiach miliony pielgrzymów oraz ascetów bez domów i adresów, a także rzesze ludzi, którzy pewnego dnia spakowali kilka garnków i ruszyli z rodziną do miasta, gdzie mieszkają na ulicy, w slumsach i często się przenoszą. Są dzieci ulicy żyjące w gangach, nieznające dat swoich urodzin ani nazwisk. Wreszcie – tysiące martwych dusz, których zgonu nikt nie odnotował, a w imieniu których rodziny lub sąsiedzi przez lata pobierają zasiłki i racje żywnościowe.
Zarejestrować wszystkich
Choć trudno to sobie wyobrazić, najludniejsza demokracja świata nigdy wcześniej nie posiadała systemu identyfikacji swoich obywateli i nie wydała im uniwersalnego dokumentu potwierdzającego tożsamość.