Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Do czego służą Chinki

Chinka musi wyjść za mąż przed 27. rokiem życia. Pomóc w tym mają targi małżeńskie

Ślub, czyli spełnienie marzeń, ale też jeden z największych wydatków w życiu nowej pary i być może ostatnia chwila, kiedy kobieta czuje się królową w rządzonym przez mężczyzn świecie. Ślub, czyli spełnienie marzeń, ale też jeden z największych wydatków w życiu nowej pary i być może ostatnia chwila, kiedy kobieta czuje się królową w rządzonym przez mężczyzn świecie. AP Photo / East News
Paradują w miniówkach i piją kawę w Starbucksie. Ale prześladuje je chińska tradycja popierana przez komunistów: muszą wyjść za mąż przed 27. rokiem życia. Inaczej zostaną „resztkami”.
Ogłoszenia matrymonialne wywieszone w Parku Ludowym w Szanghaju.21China/DPA/Corbis Ogłoszenia matrymonialne wywieszone w Parku Ludowym w Szanghaju.

[Artykuł ukazał się w POLITYCE w styczniu 2016 roku]

Po chińsku szeng oznacza resztki po jedzeniu, a szengnu – starą pannę. Dla Chinek takie określenie brzmi prawie jak wyrok. Nie znoszą nawet dźwięku tego słowa. – Tym, że nie znajdę męża, straszą mnie już rodzice i rządowe reklamy w telewizji – mówi Lisa (Chińczycy często używają angielskich imion). Rok temu stuknęła jej trzydziestka. Kiedy wspominam o targu małżeństw w Szanghaju, zaczyna się irytować.

„Randka w ciemno” (oficjalna nazwa targu) działa od paru lat w Parku Ludowym, w samym centrum 24-milionowej supernowoczesnej metropolii z 18 liniami metra. Lisa, menedżerka do spraw marketingu dużej firmy, uważa ten małżeński targ za totalny obciach. To nie znaczy, że któregoś dnia jej zdesperowani rodzice nie wywieszą tam ogłoszenia z jej fotką. Nawet w tajemnicy, wbrew jej woli.

Na przykład takie: „Kobieta, urodzona w 1982 r., 1,59 metra wzrostu, dyplom magistra, dyrektor działu w zagranicznej firmie, zarobki powyżej 14 tys. juanów [ok. 8,5 tys. zł]. Szuka mężczyzny urodzonego między 1974 i 1982 rokiem. Musi być wykształcony i odpowiedzialnie podchodzić do rodziny”. Tyle. Nic o hobby, pasjach i nadziejach na miłość. U mężczyzn dochodzi często opis posiadanej nieruchomości i samochodu. Sucho i konkretnie, bez emocji i ciepła. Bo chiński targ małżeństw to smutne miejsce. Połączenie targu koni, giełdy samochodowej i kącika złamanych serc.

Kiedy wchodzi się do tej części Parku Ludowego, instynkt podpowiada: to zdjęcia ofiar jakiejś lotniczej katastrofy i ich rodziny w żałobie. Szybko jednak przychodzi olśnienie: ot, wielka strona matrymonialna na łonie natury. Dopiero potem okazuje się, że pierwszy odruch nie był tak daleki od prawdy: targi małżeńskie to skutek chińskiej katastrofy społecznej, największej obok smogu, połaci zatrutej ziemi ornej i pół miliona ludzi przesiadujących w więzieniach bez wyroku.

Polityka 5.2016 (3044) z dnia 26.01.2016; Świat; s. 55
Oryginalny tytuł tekstu: "Do czego służą Chinki"
Reklama