Dwóch facetów ubranych na czarno, zamaskowane twarze, opaski z wersetami z Koranu na czołach. W rękach kałasznikow i potężny nóż. Ekran migocze i śnieży. Kolejna sfilmowana na wideo egzekucja ISIS?
Nie – to teledysk czeskiej grupy rockowej Ortel. Klęczący między „oprawcami” mężczyzna – Tomasz Ortel – do ostrej gitarowej melodii śpiewa: „W kraju chrześcijan stoi meczet/i kto za to odpowie/dlaczego nie budują kościołów w krajach arabskich?”. A potem refren: „Na Allaha sławę/utną twoją głowę”. – Głupi, prymitywny, knajpiany bigbit – ocenia Jan Vrobel, znany muzyk i wokalista folk-metalowy, do niedawno związany z kapelą Cruadalach.
A mimo to Ortel od paru miesięcy jest gwiazdą pierwszej wielkości w Czechach. Wyprzedaje bilety na wszystkie koncerty, a gra prawie codziennie. Od grudnia telewizje, radia i gazety są pełne Ortela, choć już niekoniecznie jego muzyki. Stacje radiowe, przynajmniej te najważniejsze, po prostu jej nie grają. Mimo to wszyscy znają ich piosenki, bo te królują w internecie.
Brunatny frontman
Szalona kariera kapeli Ortel rozpoczęła się w listopadzie 2015 r. Dotąd znana tylko wtajemniczonym, zdobyła prestiżowe nagrody w pokazywanym w publicznej telewizji konkursie Czeski Słowik. – Dotąd czegoś podobnego nie było. Ekstremistyczne czy neonazistowskie grupy, owszem, istniały od zawsze, ale główny nurt je raczej ignorował – mówi tłumaczka i publicystka Petra Jelinkova. Ortel się przebił, bo Czeski Słowik to ankieta, najlepszych wykonawców w poszczególnych kategoriach wyłaniają telewidzowie. Wyszło więc kuriozalnie, bo nagroda przyznawana od 1962 r. jest jak spiżowy pomnik narodowy i dlatego młodsi się z niej podśmiewają.