Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kac przed imprezą

Kto wygra wybory prezydenckie w USA

Bernie Sanders, dyżurny socjalista Ameryki Bernie Sanders, dyżurny socjalista Ameryki CJ Gunther/EPA / PAP
Te wybory prezydenckie w USA będą historyczne co najmniej pod jednym względem – wygra je ten z kandydatów, który najmniej przeraża Amerykanów.
Prawdziwy jastrząb, czyli Hillary Clinton i ekscentryczny bufon, czyli Donald TrumpJustin Lane/Andrew Gombert/EPA/PAP Prawdziwy jastrząb, czyli Hillary Clinton i ekscentryczny bufon, czyli Donald Trump

Kto by pomyślał, że tak wielu Amerykanów zatęskni za George’em W. Bushem? Uznawany przez przeciwników wręcz za przygłupa – chodzący dowód na zgubny wpływ alkoholu, trawki i wagarów w czasach szkolnych – Bush junior miał jednak jakieś maniery. Inaczej niż Donald Trump.

Niezwykłość nadchodzącego głosowania polega na tym, że ponad połowa wyborców jest niechętna każdemu z kandydatów, którzy zostali w grze. Uczestników prawyborów w stanie Nowy Jork spytano, jakie uczucia wzbudzają w nich Donald Trump i Hillary Clinton. Do wyboru zaproponowano cztery opcje: strach, niepokój, optymizm i podniecenie. Wizja Trumpa w Białym Domu przeraża 22 proc. ankietowanych republikanów. Ale jednocześnie 35 proc. postrzega taki scenariusz z entuzjazmem. Hillary w Białym Domu boi się tylko 8 proc. demokratów, ale zaledwie 23 proc. taka wizja podnieca.

Mur na granicy

Trzeci na placu boju Bernie Sanders, dyżurny socjalista Ameryki, zachwyca swymi ideałami młodzież, obiecuje gruszki na wierzbie – darmowe studia, tanią i znakomitą służbę zdrowia – sam żadnego planu w życiu ani nie zaproponował, ani tym bardziej nie zrealizował, a w sondażach wychodzi na to, że wygrałby w cuglach z każdym z republikańskich kandydatów. To jedynie dowodzi, że Amerykanie uznają go za młodzieńczo świeżą, nieskorumpowaną krew – choć Sanders ma 74 lata.

Koniec kwietnia, po północy, w barze hotelu Roosevelt w Nowym Orleanie. Wokół grupa lekko zmarnowanych biznesmenów z rozmaitych części Ameryki. Po hymnach pochwalnych ku czci zmarłego Prince’a rozmowa schodzi na wybory prezydenckie. Zwykle w spotkaniach z nieznajomymi Amerykanie stronią od polityki i religii. Tym razem za sprawą kolejnego drinka i żółci na żołądku języki się rozwiązują. Na co nam przyszło?

Polityka 20.2016 (3059) z dnia 10.05.2016; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Kac przed imprezą"
Reklama