Polityka i muzyka
Piosenka Jamali nie jest pierwszą, która rozgrzała polityczne emocje. Rosji może nie podobać się z kilku powodów
Konkurs Piosenki Eurowizji prawie zawsze ocierał się o politykę. Wprawdzie regulamin konkursu zabrania uprawiania polityki na scenie, ale regulamin sobie, a życie sobie. Trochę w myśl reguły, że jeśli ty nie interesujesz się polityką, to polityka zainteresuje się tobą.
Eurowizja jest zbyt wielkim forum, zbyt kuszącym, żeby polityka stroniła od jego sceny.
Polityka na Eurowizji
Już w 1978 r. Jordania przerwała transmisję, gdy na estradzie pojawili się izraelscy artyści, w 2007 r. izraelska piosenka była źle przyjęta przez Iran, bo odnosiła się wyraźnie do prezydenta tego kraju. A rok później hiszpański występ odnosił się do konfliktu między królem Hiszpanii Juanem Carlosem a prezydentem Wenezueli Chavezem.
Rosja protestowała, gdy po wojnie o Osetię Południową gruziński solista Stefane zaśpiewał piosenkę „We Don’t Wanna Put In”, wybraną przez gruzińskich telewidzów do reprezentowania ich kraju na konkursie w Moskwie. Piosenka była w stylu disco, dość zabawna, ale gra słów wyraźnie sugerowała, o kogo w rzeczywistości chodzi.
Gruzja zresztą zamierzała pierwotnie zbojkotować moskiewski konkurs w 2009 r. (w 2008 r. reprezentant Rosji Dima Biłan wygrał konkurs Eurowizji i rok później organizacja przypadła Moskwie). Prokremlowska Młoda Gwardia demonstrowała nawet w proteście przeciw piosence, obrażającej rzekomo ówczesnego premiera Władimira Putina, a nawet rosyjski naród.
Wiele innych konfliktów też można wyśledzić, przyglądając się historii tego konkursu.
Song o historii
Tak więc protest Rosji i żądanie od Eurowizji, żeby nie dopuszczać reprezentantki Ukrainy Jamali do konkursu w Sztokholmie, ponieważ utwór, jaki zamierza zaśpiewać, zatytułowany „1944”, może pogłębić konflikt rosyjsko-ukraiński i podważa porozumienia z Mińska, nie jest ani niczym nowym, ani niezwykłym.