Najpierw Johnson, teraz Farage. Zwolennicy Brexitu nabroili, a teraz opuszczają tonący statek
Serię dymisji zapoczątkował David Cameron, który tuż po zwycięstwie zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii zapowiedział swoją rezygnację z funkcji premiera. Cameron wprawdzie do Brexitu nie namawiał, ale to on był inicjatorem referendum w tej sprawie. Tydzień później ze starań o stanowisko premiera zrezygnował Boris Johnson, były burmistrz Londynu, twarz Brexitu i jeden z architektów kampanii wyjścia. A teraz Nigel Farage, szef Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która grała pierwsze skrzypce w kampanii za wyjściem z UE, oznajmił, że rezygnuje z kierowania partią.
Farage deklaruje, że UKIP wyprowadził Wielką Brytanię z Unii, cel więc można uznać za osiągnięty i nie ma sensu dłużej stać na czele partii. Co więcej, Farage twierdzi też, że nigdy nie chciał być politykiem, więc teraz, gdy odzyskał już Wielką Brytanię, chce również odzyskać swoje życie i nie zamierza pozostawać na czele partii ani minuty dłużej. Chętnie za to pozostanie europosłem, bo jak twierdzi, da mu to możliwość przypilnowania procesu negocjacji Londynu z Brukselą. No tak, pensja europosła do niskich nie należy, więc trudno jest ot tak z niej zrezygnować. A konsekwencje rozwodu z Unią w Londynie Farage’a dotknęłyby znacznie bardziej niż wtedy, kiedy będzie pilnował negocjacji w Brukseli.
Wielka Brytania rozpoczęła niebezpieczną podróż w nieznane. Co z przepisami, podatkami i cłami? Co z ludźmi pracującymi na Wyspach i Brytyjczykami pracującymi poza Wielką Brytanią, np. w Brukseli w rozmaitych instytucjach unijnych? Na razie nic nie wiadomo. Nie wiadomo też, jaki jest plan i kto stanie na jego czele. Konserwatyści ogłosili, że wybiorą nowego lidera, a zatem i nowego premiera, do 9 września.
Główne partie są podzielone.