Kilka dni po marcowych zamachach na brukselskim lotnisku Zaventem 21-letni Mourad Laachraoui usłyszał, że powinien zmienić nazwisko. Tak będzie lepiej dla niego, dla rodziny, dla wszystkich. „Jak mogę to zrobić – odpowiedział. – Przecież to nazwisko mojego ojca, którego kocham, tak się nazywa moja rodzina, której przecież sobie nie wybrałem. Zmiana nazwiska nic nie da... To był mój brat, i już nic tego nie wymaże”. I Mourad pozostał przy nazwisku, które na zawsze dopisane zostało do dramatu ofiar terrorystycznego zamachu na lotnisku. Jedną z bomb, zawieszoną wokół własnego ciała, 22 marca rano detonował w hali odlotów jego starszy o cztery lata brat Najim.
Mourad dowiedział się o wybuchach na lotnisku jak wszyscy, kilkanaście minut po eksplozjach. Ktoś przysłał mu esemesa o zamachach, bez szczegółów. Był wtedy na zajęciach w szkole. Od najmłodszych lat fascynował go sport, grał w piłkę, także z Najimem, ale bardziej pociągały go walki Wschodu. Jego ojciec, marokański gastarbeiter, oglądał po pracy filmy z Bruce’em Lee i Jackie Chanem i mały Mourad oczyma wyobraźni widział się na podium zwycięzców.
Teraz jedzie na igrzyska do Rio de Janeiro. Jeżeli któryś z jego kolegów, reprezentantów Belgii w taekwondo, odniesie kontuzję, Mourad wystartuje w turnieju.
Mistrz taekwondo
Miał 14 lat, gdy zaczął ćwiczyć karate. Ale po zwichnięciu ręki sukcesy w tej dyscyplinie odpłynęły w dal, więc trener podsunął mu właśnie taekwondo. I trafił w dziesiątkę. Mourad, 180 cm wzrostu i tylko 54 kg wagi, jest zwinny, wytrwały i bojowy.