Marek Ostrowski: – Komisja Europejska sama mówi, że Unia przeżywa poważny kryzys.
Paweł Świeboda: – Unia jest jak pasażerowie samochodu, który doznał awarii, jeden z pasażerów wysiada i wybiera podróż na własny rachunek, reszta próbuje coś zaradzić, jakoś się ogarnąć. Wielu dotąd uważało, że przystąpienie do Unii jest już na wieki wieków, tymczasem okazało się – co może być z korzyścią dla debaty o Europie – że Unia to dobrowolny związek państw i obywateli, i jeśli ktoś chce z niej wystąpić, to może szukać szczęścia indywidualnie, tylko lepiej, by sobie zdawał sprawę z konsekwencji.
Brytyjski pasażer jest już skreślony?
Odchodzi powoli. W istocie chodzi o lustrzane odbicie negocjacji akcesyjnych. My negocjowaliśmy, żeby wejść, Brytyjczycy będą negocjowali, żeby wyjść. Powstaną okresy przejściowe. Ponad 4,5 mln Brytyjczyków rezyduje w krajach unijnych. Choć bezpośrednie skutki Brexitu nie są może tak dramatyczne, jak oczekiwano, to długofalowo Wielka Brytania bardzo straci, bo nie jest najsilniejszą gospodarką na świecie. To przestroga dla innych.
Ale inni pasażerowie, w tym polski rząd, zaczynają wszystko kwestionować, stan samochodu, kierunek jazdy, uprawnienia kierowcy.
Nie, wszystkiego nie kwestionują. Podstawowe zasady pozostają dla Unii bezsporne: jednolity rynek, cztery swobody (przepływ osób, towarów, usług i kapitału). Ale niezadowolenie jest spore. Państwa nie robią tego, co zadeklarowały, a mechanizm egzekwowania solidarności unijnej opiera się przecież na dobrej woli. Zdecydowano na przykład, że Grecja – w kryzysie uchodźczym – dostanie wsparcie 500 urzędników azylowych, a wysłano do tej pory 61.