To czarny dzień dla kobiet w Niemczech – ogłosił adwokat Burkhard Benecken. Był wyraźnie niepocieszony, tak jak i jego klientka. 30-letnia Gina-Lisa Lohfink, modelka znana z telewizyjnego show „Germany’s next Topmodel”, do dziś uważa się za ofiarę gwałtu. Domniemani sprawcy nie trafili jednak do więzienia. Za to Lohfink ze skarżącej stała się oskarżoną o pomówienie. Sąd Rejonowy Tiergarten w Berlinie skazał ją właśnie na 20 tys. euro grzywny.
Ten proces przez prawie trzy miesiące elektryzował Niemcy. W sądowej sali nr 572 trzeba było dostawić dodatkowe krzesła. Miejsc i tak zabrakło, więc część dziennikarzy musiała siedzieć wśród publiczności, zanim na ostatnie dwa posiedzenia rozprawę przeniesiono do większego pomieszczenia. W dniach procesu przed neobarokowym gmachem sądu przy Turmstraße regularnie demonstrowały feministki. „Nie jesteś sama!” – wspierały oskarżoną. Głos zabierali nawet niemieccy politycy, zazwyczaj wystrzegający się komentarzy przed wydaniem wyroku. Po stronie modelki wyraźnie stanęła np. Manuela Schwesig, minister ds. rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży.
Działanie wbrew woli
Sprawa Lohfink wywołała ogólnoniemiecką debatę o ofiarach gwałtów. Przyczyniła się też do zaostrzenia prawa dotyczącego przestępstw seksualnych. 7 lipca, w apogeum procesu berlińskiego, Bundestag zdecydował o nowelizacji kodeksu karnego i przede wszystkim przyjął zasadę „nie znaczy nie”. Do tej pory w niemieckim prawie gwałt musiał się wiązać z użyciem lub groźbą użycia przemocy. Teraz nie będzie już miało znaczenia, czy ofiara stawiała opór fizyczny lub wzywała pomocy. Wystarczy, że sprawca działał wbrew „dającej się rozpoznać woli”.
W czerwcu zmiany – wówczas dopiero planowane – popierało aż 86 proc.