Wściekłość i strach
Mieszkańcy Europy żyją w strachu – rozmowa z prof. Dianą Pinto
Adam Szostkiewicz: – Mówi pani, że świat jest diasporą. Co to znaczy?
Prof. Diana Pinto: – Diaspory istnieją wszędzie i w ramach jednego państwa żyje dziś wiele osób pochodzących z innych państw, wiele narodowości współtworzy społeczeństwo. I to nie tylko w Europie czy USA, ale także w Afryce i Azji. Migracja między krajami afrykańskimi jest ogromna. Cały ten proces dotyczy nie tylko garstki szczęśliwców, ale też mas ludzi biednych.
Przestrzega pani zarazem, by nie idealizować diaspory.
Ten proces zaczął się, gdy przyjęto, że duże grupy etniczne czy religijne w diasporze przyczyniają się do dobrobytu państw macierzystych. Na przykład dzięki temu, że diaspora irlandzka przysyła pieniądze do Irlandii, a polska w USA wspiera rodaków z ojczyzny. Mówiąc, że nie należy idealizować diaspory, mam na myśli to, że przechowuje ona najbardziej skrajny etniczny nacjonalizm.
Pierwotnie słowo diaspora dotyczyło rozproszenia Żydów.
To był inny przypadek. Ta diaspora istniała już dwa tysiące lat przed utworzeniem Państwa Izrael. Jego powstanie miało oznaczać, że diaspora przestaje istnieć. Tymczasem w żydowskich dyskusjach o tożsamości słyszymy, że państwo żydowskie jest czynnikiem historycznie ograniczonym, a do istoty żydowskości należy życie w diasporze.
To jak pani zareagowała na wezwanie premiera Netanjahu, by Żydzi mieszkający we Francji, którzy przestali się tam czuć bezpieczni, przenieśli się do Izraela?
Niech Netanjahu pilnuje swoich spraw. Żydzi w świecie zachodnim mogą swobodnie wybierać kraj zamieszkania. Tej wolności może nie ma nieliczna grupa Żydów w Iranie, martwimy się sytuacją Żydów w Jemenie, ale Żydzi francuscy mogą się sami wypowiedzieć, gdzie chcą żyć i czy czują się bezpieczni.