Wysoki Trybunał zaciąga hamulec w sprawie brexitu. Skutki są jak trzęsienie ziemi
Sąd stanął na stanowisku, że zajmuje się kwestią prawną, a nie polityczną. Kwestia prawna polega na tym, czy rząd może bez zgody parlamentu brytyjskiego negocjować z Unią Europejską warunki Brexitu, czyli opuszczenia struktur UE przez Wielką Brytanię.
Grupa obywateli, którzy byli przeciwko Brexitowi, zapytała o to Trybunał. I Trybunał odpowiedział: nie. Rząd nie może podejmować takich działań bez aprobaty parlamentu brytyjskiego, bo byłoby to naruszeniem jego konstytucyjnej suwerenności w państwie.
Sprawa zelektryzowała Brytyjczyków i Europę. Konsekwencje orzeczenia są jak trzęsienie ziemi. Przede wszystkim dla rządu premier Theresy May, która zapowiada od dawna, że chce zacząć rokowania z Brukselą w sprawie opuszczenia UE nie później niż w marcu 2017 r. May zapewniała, że wynik referendum w sprawie Brexitu zostanie uszanowany.
Czy decyzja sądu opóźni Brexit?
Decyzja sędziów bardzo komplikuje życie rządowi, bo stawia pod znakiem zapytania nie tylko terminarz, ale też meritum, czyli treść negocjacji. Jeśli bowiem rząd poszedłby w tej sprawie do parlamentu, to musiałby się liczyć z tym, że posłowie zgłosiliby uwagi. Mogliby nacisnąć na rząd, by zmienił założenia negocjacji na miększe. Mogłoby dojść do ostrej debaty zakończonej wezwaniem do dymisji rządu i przyspieszonych wyborów.
Liczbowo rządzący konserwatyści prawdopodobnie daliby radę przegłosować w parlamencie poparcie dla planów May. Ale premier musiałaby działać szybko. Tymczasem zapowiada złożenie odwołania od orzeczenia do Sądu Najwyższego, co może się okazać błędem politycznym, bo