Aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił – powiedziała Czerwona Królowa do Alicji. Ten cytat z książki „Po drugiej stronie lustra” w latach 70. zainspirował pewnego chicagowskiego biologa do postawienia hipotezy o ewolucyjnym wyścigu zbrojeń między żywymi organizmami. Ofiary drapieżników muszą ewoluować co najmniej tak szybko jak drapieżniki, bo inaczej wyginą. Na tej samej zasadzie układ odpornościowy człowieka musi się udoskonalać nie wolniej niż patogeny, które wciąż ewoluują, by go dopaść. Aby przetrwać, trzeba się zmieniać.
Autor tej hipotezy, Leigh Van Vallen, miał na myśli żywe organizmy. Ale jest ona równie trafna w przypadku ich społecznych odpowiedników. Skomplikowane organizacje społeczne, takie jak państwo, muszą wciąż ewoluować, aby nie paść ofiarą stale doskonalących się grup interesów. Przez dziesięciolecia taki wyrównany wyścig zbrojeń trwał również w państwach demokratycznych. Coraz skuteczniejsze metody mobilizacji społecznej były równoważone otwieraniem się systemu i socjalnymi bonusami – w ten sposób demokracje na nowo się legitymizowały i wypierały z polityki elementy antysystemowe. Ale coś się w końcu zacięło.
1.
Demokratyczne państwo zawsze miało w sobie pierwiastek samozagłady i tu niewiele zmieniło się od czasów starożytnych Greków. Demokratyczny sposób wyłaniania władzy może się skończyć zwycięstwem przeciwnika demokracji, jak to było w klasycznych przypadkach Mussoliniego i Hitlera. Dlatego elity, którym bliska jest demokracja, próbowały zablokować takim politykom drogę, proponując masom kolejne, ulepszone wersje kontraktu społecznego. Im większą sprawność mobilizacyjną osiągali przeciwnicy systemu, tym dalej szły propozycje kolejnych kontraktów. Wiele się zmieniało, aby nie zmieniło się nic…
Tę licytację symbolicznie rozpoczął niemiecki kanclerz Otto von Bismarck, gdy w 1880 r.