– To wydarzenie ma ogromne symboliczne znaczenie. Ameryka jest demokracją remisu, a dwie główne partie mają niemal równe wpływy i w dzień po wyborach, które zazwyczaj jeden z kandydatów nieznacznie wygrał, naród jest bardzo podzielony. Zaprzysiężenie to moment godzenia waśni i ponownego zjednoczenia. Często po nim rosną notowania prezydenta – uważa Stephen H. Hess, świadek wszystkich ceremonii ślubowania od czasów Dwighta Eisenhowera.
Ceremonii, które mimo zmieniających się okoliczności opierają się na kilku fundamentalnych punktach. Oto one:
1. Zaprzysiężenia odbywają się pod gołym niebem
Po to, by mogli w nich uczestniczyć zwykli obywatele. Przed zachodnią fasadą Kapitolu wyrasta co cztery lata wielopoziomowa trybuna na półtora tysiąca osób – dla prezydentów, kongresmanów, gubernatorów, sędziów Sądu Najwyższego, korpus dyplomatyczny i rodziny Trumpów i Pence’ów.
Obecni będą byli prezydenci: Jimmy Carter, George W. Bush i Bill Clinton z żoną Hillary, która była rywalką Trumpa w wyborach. Były prezydent George H.W. Bush nie weźmie udziału w uroczystościach ze względu na zły stan zdrowia. Pozostali mogą oglądać uroczystość, stojąc w National Mall, długim parku przed Kapitolem.
Na samą uroczystość biletów kupić nie można. Pokaźną pulę dostają specjalni goście, czyli sponsorzy, urzędnicy państwowi, lokalni politycy i stratedzy partyjni, wreszcie celebryci i dziennikarze. Resztę się losuje wśród milionów chętnych. Cywilni organizatorzy, wojsko i agenci Secret Service ćwiczą przez kilka dni symulowaną ceremonię, podczas której prezydenta i innych dostojników zastępują żołnierze.
Goście są dokładnie kontrolowani, czy nie mają przy sobie broni, ale także transparentów agitacyjnych i parasoli.