Trump nie chce chronić transpłciowej młodzieży. Kogo jeszcze pozbawi praw obywatelskich?
Debata, okrzyknięta „aferą toaletową”, nie odnosi się tylko do tego, kto ma korzystać z jakiej ubikacji, ale do kwestii przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na płeć.
Donald Trump określa priorytety swoich rządów – zdecydował się właśnie na zajęcie stanowiska w sprawie szkolnych toalet, kpią niektórzy. Ale instrukcja, którą wycofuje, ma dużo większy zasięg i znaczenie – nakazuje szkołom stworzenie środowiska wolnego od dyskryminacji ze względu na płeć.
Dlatego biorąc się za szkolne toalety, Trump rzeczywiście wysyła sygnał opinii publicznej, że pod jego rządami Ameryka zaostrza kurs i skręca w stronę ograniczania wolności obywatelskich. Decyzja Trumpa zaogni podział między rządem a opozycją – agencja Reutersa przypuszcza, że to właśnie ten ruch doprowadzi do kolejnych ulicznych protestów. Jakie jest tło tego konfliktu?
Instrukcja Obamy
Przedmiotem dyskusji jest Rozdział IX amerykańskiej ustawy o szkolnictwie wyższym. Dopisany w 1972 r., miał chronić kobiety w programach edukacyjnych finansowanych z funduszy federalnych i formalnie zakazywał dyskryminacji w środowisku szkolnym z uwagi na płeć. Ale dziś kwestią sporną pozostaje, czy ochrona rozciąga się też na tożsamość płciową czy dotyczy tylko płci biologicznej.
Poprzednia ekipa w Departamencie Edukacji przygotowała obszerną instrukcję, interpretującą Rozdział IX na potrzeby osób transpłciowych. Wiele szkół prosiło rząd o wskazówki, jak stworzyć takim uczniom przyjazne warunki. Deklarowały, że potrzebują wsparcia i szkoleń. Rząd Baracka Obamy polecił w instrukcji m.in. zorganizowanie dostępu do toalet na zasadzie zgodności z płcią kulturową (gender), a nie fizyczną (sex).