Węgry Viktora Orbána poparły kandydaturę Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Mimo że wcześniej z Budapesztu płynął sygnał, że w przypadku braku poparcia Polski Węgrzy również nie zagłosują „za” reelekcją byłego premiera. Prezes Jarosław Kaczyński twierdził wręcz, że Viktor Orbán złożył mu taką obietnicę. A tu taki zawód.
Premier Orbán, obok premier Wielkiej Brytanii, miał być do końca naszym sojusznikiem. Miał nas nie zawieść. Polski rząd liczył na to, że w chwili próby nie zostaniemy sami. Że obok nas będzie premier Orbán. Tylko na jakiej podstawie? I dlaczego ta wiara była tak mocna?
Dlaczego Orbán poparł Tuska?
Przecież Viktor Orbán już przed szczytem miał powiedzieć jednemu z dziennikarzy, że Węgry poprą Tuska, ponieważ węgierskie partie rządzące – Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa – należą do Europejskiej Partii Ludowej, a Tusk był kandydatem EPL. Krajowe spory Węgrzy zostawiają Polakom – stwierdził węgierski premier.
Viktor Orbán jest pragmatykiem i dobrze wie, że jeśli coś zbyt dużo kosztuje, to należy się z takiej decyzji wycofać. Długo wstrzymywał się z oficjalną deklaracją, ale jak tylko zobaczył, że w Wersalu podczas spotkania wielkiej czwórki Francja i Niemcy poparły Tuska, on również uznał, że to jest właściwy kierunek. Jego wątpliwości zniknęły.
Węgierski premier jest wyrachowany i cyniczny. Na pewno w swoich wyborach nie kieruje się ideologią. Raczej na zimno kalkuluje, co mu się opłaca. Wcześniej był liberałem, a teraz jest zatwardziałym konserwatystą, który zawsze na pierwszym miejscu stawia swój interes. W tym wypadku uznał, że płynięcie pod prąd niczego dobrego mu nie przyniesie. A ponadto pewnie uznał, że Tusk jako przewodniczący RE i tak lepiej zrozumie motywacje krajów Europy Środkowowschodniej, choćby w kwestii