Łacińskie viri probati stosuje się w Kościele na określenie mężczyzn żyjących według zasad wiary. Tego terminu użył w rozmowie z niemieckim czasopismem „Die Zeit” papież Franciszek w odpowiedzi na pytanie, jak Kościół ma sobie radzić z deficytem kandydatów na księży.
To w Kościele palący problem. W zlaicyzowanej Europie zachodniej, w wielu krajach tzw. Trzeciego świata dramatycznie brakuje duchownych. Rozpadają się parafie, w których ksiądz raz na miesiąc, a nawet rzadziej, przyjeżdża odprawić mszę i udzielić sakramentów. Wierni przechodzą do innych konfesji albo porzucają wiarę.
Jak Kościół chce sobie poradzić z problemem niedoboru księży?
Co zrobić? – zastanawiają się katolicy. Zrezygnować z obowiązkowego celibatu księży? Wyświęcać szerzej diakonów do pomocy księżom? Odnowić wczesnochrześcijański diakonat kobiet?
Franciszek, jak to ma w zwyczaju, „wrzucił temat” do refleksji, niczego nie przesądzając. Nie podważył kościelnej tradycji, że ksiądz musi być bezżenny, bo Chrystus nie miał żony. W pierwotnym Kościele celibat nie był obowiązkowy. Nie jest obowiązkowy w siostrzanym Kościele greckokatolickim. Kościół rzymski toleruje żonatych księży, którzy przeszli do niego z Kościoła anglikańskiego. Są więc wyjątki od reguły celibatu.
Kilka miesięcy temu znany brazylijski teolog Leonardo Boff w wywiadzie dla innej gazety niemieckiej powiedział, że Franciszek rozważa wydanie zgody biskupom w Brazylii na powrót do kapłaństwa żonatym księżom. Sam Boff jest takim byłym żonatym księdzem.