Jeszcze do niedawna, do brutalnego zdławienia powstania na Kaukazie, każdy zamach bombowy w Rosji przypisywano niemal z urzędu terrorystom walczącym o kaukaski emirat.
Teraz, po dołączeniu rosyjskiej machiny wojennej do syryjskiej wojny domowej po stronie Baszara Asada, automatycznie na szczyt listy podejrzanych o akty terroru wysunęli się powracający z frontu członkowie Państwa Islamskiego. Za poniedziałkowym zamachem w petersburskim metrze, z 14 ofiarami, ponad czterdziestką rannych, w wielu przypadkach bardzo ciężko, i drugim ładunkiem wybuchowym znalezionym na innej stacji, może stać młody imigrant z Kirgistanu z rosyjskim obywatelstwem.
Śledczy nie wykluczają jego udziału, domniemany sprawca ma mieć powiązania z grupami islamistów. Nie wiadomo, czy działał sam. Specjaliści szybko uznali obie bomby za dość proste konstrukcje.
W tym roku na świecie doszło już do ponad 160 zamachów
Nie przebieg i rodzaj ataku, ale reakcja nań jest esencją terroryzmu. Tak już jest, że interesujemy się nim w stopniu ponadstandardowym. Zwłaszcza jeśli do zamachów dochodzi w miejscach tak dostępnych i uczęszczanych jak środki transportu.
Obawiamy się, choć prawdopodobieństwo śmierci z rąk terrorystów jest minimalne, zarówno w pozarosyjskiej Europie, jak i w samej Rosji. Nie do porównania z sytuacją w państwach, gdzie terroryści atakują znacznie częściej. W tym roku na świecie doszło już do ponad 160 zamachów lub ich prób. I o ile nas najbardziej interesują uderzenia w krajach zamożnych lub dobrze zorganizowanych, to wybuchy lub strzelaniny w Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Jemenie, Somalii i szeregu innych miejsc uznajemy za bardziej naturalne.