Świat

Zamach w Petersburgu wygląda na uderzenie w jądro putinowskiej rosyjskości

W kwietniu zeszłego roku blisko 70 proc. Rosjan obawiało się, że padnie ofiarą zamachu. W kwietniu zeszłego roku blisko 70 proc. Rosjan obawiało się, że padnie ofiarą zamachu. Vitaly Nevar / Forum
Rosja ma bardzo długą, sięgającą XIX w. tradycję terroryzmu politycznego i równie długą praktykę zagospodarowania sianego przez terrorystów lęku.

Jeszcze do niedawna, do brutalnego zdławienia powstania na Kaukazie, każdy zamach bombowy w Rosji przypisywano niemal z urzędu terrorystom walczącym o kaukaski emirat.

Teraz, po dołączeniu rosyjskiej machiny wojennej do syryjskiej wojny domowej po stronie Baszara Asada, automatycznie na szczyt listy podejrzanych o akty terroru wysunęli się powracający z frontu członkowie Państwa Islamskiego. Za poniedziałkowym zamachem w petersburskim metrze, z 14 ofiarami, ponad czterdziestką rannych, w wielu przypadkach bardzo ciężko, i drugim ładunkiem wybuchowym znalezionym na innej stacji, może stać młody imigrant z Kirgistanu z rosyjskim obywatelstwem.

Śledczy nie wykluczają jego udziału, domniemany sprawca ma mieć powiązania z grupami islamistów. Nie wiadomo, czy działał sam. Specjaliści szybko uznali obie bomby za dość proste konstrukcje.

W tym roku na świecie doszło już do ponad 160 zamachów

Nie przebieg i rodzaj ataku, ale reakcja nań jest esencją terroryzmu. Tak już jest, że interesujemy się nim w stopniu ponadstandardowym. Zwłaszcza jeśli do zamachów dochodzi w miejscach tak dostępnych i uczęszczanych jak środki transportu.

Obawiamy się, choć prawdopodobieństwo śmierci z rąk terrorystów jest minimalne, zarówno w pozarosyjskiej Europie, jak i w samej Rosji. Nie do porównania z sytuacją w państwach, gdzie terroryści atakują znacznie częściej. W tym roku na świecie doszło już do ponad 160 zamachów lub ich prób. I o ile nas najbardziej interesują uderzenia w krajach zamożnych lub dobrze zorganizowanych, to wybuchy lub strzelaniny w Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Jemenie, Somalii i szeregu innych miejsc uznajemy za bardziej naturalne.

Choć ich ofiary cierpią tak samo, na dodatek nie mogą liczyć na porządną pomoc w szpitalach i podczas późniejszej rehabilitacji.

Rangę zamachu w Petersburgu bardzo wysoko podbiła obecność w rodzinnym mieście petersburżanina wszech czasów, prezydenta Władimira Putina, który akurat przyjmował prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenkę. 3 kwietnia rocznicę swojego powstania obchodzi też FSB, Federalna Służba Bezpieczeństwa, jedna ze spadkobierczyń sowieckiej KGB i najważniejsza służba specjalna współczesnej Rosji, filar jej bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie wiadomo, czy to zbiegi okoliczności, w każdym razie zamach wygląda na uderzenie w jądro putinowskiej rosyjskości.

81 proc. Rosjan najbardziej ze wszystkiego boi się terroryzmu

Rosja ma bardzo długą, sięgającą XIX w. tradycję terroryzmu politycznego i równie długą praktykę zagospodarowania sianego przez terrorystów lęku.

A terroryzm jest bardzo poważnym problemem. Ze styczniowych sondaży wynika, że ponad 81 proc. Rosjan najbardziej ze wszystkiego boi się właśnie terroryzmu. W kwietniu zeszłego roku blisko 70 proc. obawiało się, że padnie ofiarą zamachu. Jednocześnie Rosjanie ufają, że o ich bezpieczeństwo dobrze troszczą się służby i stojący na ich czele prezydent, który do wielkiej polityki wszedł przebojem za sprawą ścigania czeczeńskich terrorystów.

To też tylko zbieg okoliczności, ale petersburski zamach mimowolnie stać się może symbolicznym początkiem kampanii przed wyborami prezydenckimi – do wyboru Władimira Putina na kolejną kadencję pozostał równo rok, a to w polityce bardzo niewiele. Intencje zamachowca lub zamachowców z Petersburga pozostają nieznane, ale obywatele widzą, że kurs i styl rządzenia krajem przyjęty przez władze trzeba kontynuować.

Każdy następny akt terroru to stanowisko umacnia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną