W moim przekonaniu Macron wygrał te wybory przede wszystkim znakomitym wystąpieniem w ostatniej przedwyborczej debacie. To był genialny mecz porównywalny do Pucharu Europy w 2008 roku, kiedy Hiszpania wygrała z Niemcami dzięki piekielnie inteligentnej strategii. W pierwszej połowie Macron „męczył” przeciwniczkę, ustępował jej pola i prowokował do wyłożenia wszystkich kart na stół. W drugiej nie tyle przedstawiał własny projekt, ile punktował niedostatki, a wręcz zwykłą pustkę programu Le Pen. W Polsce powiedzielibyśmy: populizm.
Macron nie skupił się na tym, że wybór Le Pen oznaczałby dla Francji miernego prezydenta z tendencjami do faszyzmu, tylko wykazywał, że byłaby to katastrofa gospodarcza. I to właśnie przeważyło: zmobilizowało niezdecydowanych, przypomniało światu pracy, że gospodarcza recesja zawsze najpierw odbija się na pensjach. Oraz zagwarantowało Macronowi wygrane wybory.
Jakie szanse Macrona w wyborach parlamentarnych?
To będzie dziwna prezydentura. Choć cieszę się z powstrzymania Le Pen, to wciąż nie jestem optymistką. Obecne realne poparcie społeczne dla projektu Macrona i En Marche! można ocenić, podwyższając jego wynik w pierwszej turze o jakieś 5–10 procent. To wbrew pozorom raczej mało, ponadto młodziuteńka i niekonwencjonalnie budowana formacja nie może zagwarantować trwałości tych postaw.
Wybory parlamentarne to ciągle jedna wielka niewiadoma. Wciąż nie znamy nawet wstępnych kształtów list wyborczych.