Jak Trump w składzie z sojusznikami
Połajanki Trumpa w NATO mają niewiele wspólnego z polityką obronną USA
Donald Trump zachowywał się tak, jakby przyjechał do Brukseli po hołd. Najboleśniej odczuł to premier Czarnogóry. Kiedy Duško Marković próbował stanąć w pierwszym szeregu podczas zwiedzania nowej siedziby NATO, został odepchnięty przez Trumpa, który najwyraźniej musiał odpowiednio ustawić się do kamer. Inna scenka pokazała widoczne niezadowolenie Trumpa, gdy idący z naprzeciwka prezydent Francji zignorował jego wyciągniętą rękę i najpierw przywitał kanclerz Angelę Merkel. Szarpnięcie, którym obdarzył potem Emmanuela Macrona zamiast uścisku dłoni, mogło być bolesne – Francuz aż się zachwiał.
No i te ustawiczne połajanki. Trump ma rację – Europa nie wydaje na obronę tyle, ile powinna, i ma zaległości. Ale sama o tym wie, mało tego, zaczyna nadrabiać. Jednak to nie powstrzymało prezydenta USA przed wytknięciem sojusznikom ich zaniedbań w uroczystej chwili. Trump przyjechał do Brukseli z niezwykłym podarunkiem – symbolizującym sojuszniczą jedność fragmentem ruin World Trade Center. Tylko raz w historii, właśnie po zamachu na Amerykę, NATO przywołało artykuł 5. Traktatu Waszyngtońskiego i formalnie stanęło do walki u boku zaatakowanego kraju. Jednak Trump nie wspomniał o klauzuli kolektywnej obrony, co robili wszyscy jego poprzednicy odwiedzający kwaterę główną. Dziennikarze i część polityków odebrała to za afront, w najlepszym razie niezręczność.
Trump to jedno, polityka obronna USA – drugie
Na szczęście prócz świata słów i gestów – lub ich braku – jest świat czynów. W tym samym czasie, gdy Trump beszta sojuszników, Pentagon przygotowuje wysłanie do Europy jeszcze większych oddziałów wojsk z jeszcze lepszym uzbrojeniem.