Odszedł w chwili, kiedy bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy kogoś, kto rozumie świat i jego współzależności. A przy tym powszechnie szanowanego, słuchanego i odważnego. Był niepowtarzalnym koktajlem umysłu wielkiego stratega, inteligencji, wiedzy, błyskotliwości i klarownego języka.
Nie miał jeszcze trzydziestki, gdy podsuwał idee Johnowi F. Kennedy’emu, wówczas senatorowi z Massachusetts, a ten prosił o więcej. Barack Obama powiedział dziś: „Byłem jednym z wielu prezydentów, którzy korzystali z jego mądrości i rad”. George H.W. Bush napisał, że odszedł „Wielki Amerykanin, który służył naszemu narodowi z honorem”.
W opinii Jimmy Cartera nikt tak jak Zbig nie rozumiał współzależności między siłą a pryncypiami. Jako doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego Brzeziński był architektem polityki praw człowieka, która wspierała antykomunistyczną opozycję w krajach bloku wschodniego. To Zbig uratował od niechybnej śmierci Radio Wolna Europa, z którym współpracował jeszcze jako młody człowiek.
Budził skrajne uczucia
Etykietka wroga publicznego numer 1, jaką przez długie lata Kreml rezerwował dla Brzezińskiego, to więcej niż wyraz obsesji. Zbig widział pęknięcia w fasadzie sowieckiego systemu wyraziściej i przewidział jego ostateczny upadek wcześniej niż ktokolwiek inny liczący się w Ameryce. A gdy znalazł się w Białym Domu, potrafił to przełożyć na politykę, która tę korozję pogłębiła i ostateczny upadek przyspieszyła. Później nie miał złudzeń co do niebezpieczeństwa płynącego ze strony prężącej muskuły Moskwy.
Budził skrajne uczucia – od adoracji po nieskrywaną nienawiść.