W młodości papież Franciszek korzystał ze wsparcia psychoterapeutki – to wyznanie promuje sprzedaż książki, która lada dzień ma się ukazać we Francji. Watykaniści uważają, że jest to pierwszy papież, który ma za sobą takie doświadczenia – a przynajmniej pierwszy, który głośno o nich mówi. Ecce homo. Ale czy to sensacja?
Francuski dziennik „Le Figaro” opublikował w czwartek fragmenty wywiadu rzeki „Papież Franciszek: Polityka i społeczeństwo. Rozmowy z Dominikiem Woltonem”. Popularny francuski socjolog ma w niej pytać głowę Kościoła m.in. o kwestię zamknięcia Europy na migrację, o relacje z islamem i kobietami w Kościele oraz o wybory polityczne papieża. Ale dla prasy najważniejsza okazała się wzmianka o korzystaniu z pomocy psychologicznej.
By wyjść poza atmosferę sensacji, jaką próbuje wzbudzić ten przeciek kontrolowany, warto chłodno spojrzeć na kontekst. Bo czy szukanie wsparcia u drugiego człowieka to rzeczywiście powód do niezdrowej ekscytacji? I do – jak chcą niektórzy krytycy papieża – zarzucania słabości?
Nie tylko modlitwa
Wedle opublikowanych fragmentów przyszły papież miał korzystać z pomocy psychoanalityczki, gdy miał 42 lata. Chwilę wcześniej objął zwierzchnictwo nad argentyńską prowincją jezuitów. Jak później wspominał, był to dla niego wyjątkowo trudny czas.
Trzeba pamiętać, że w kraju panowała wówczas wojskowa dyktatura (1976–1983). Organizacje praw człowieka mówią o nawet 30 tysiącach ludzi, którzy zaginęli bez śladu. Myśleć i szukać pomocy w sprawie tego, jak myśleć, było czymś niebezpiecznym – pisze o czasach junty BBC.
Jak kiedyś mówił o sobie papież Franciszek, jego raczej autorytarny sposób podejmowania decyzji przysporzył mu wielu kłopotów. Zwrócił się do psychoterapeutki, by „wyjaśnić pewne sprawy”. Terapia trwała pół roku i polegała na cotygodniowych spotkaniach, które „znacząco mu pomogły”.
Wygląda na to, że ówczesny przełożony jezuitów nie wszystko mógł załatwić modlitwą – pomocna była relacja z drugim człowiekiem.
Ale nie tylko junta wojskowa nie sprzyjała pogłębionej analizie. Jak przypomina dziennik „New York Times”, dopiero w latach 60. ubiegłego wieku Kościół katolicki zaczął mniej sceptycznie odnosić się do psychoanalizy. W 1967 r. papież Paweł VI potwierdził doniosłą rolę psychologów w kształceniu przyszłych księży.
Minęło pół wieku – ale i dziś prasa pisze o „wyznaniu papieża” albo o tym, że „Franciszek przyznał się do korzystania z pomocy psychologicznej”. Jakby był to grzech albo jakaś wstydliwa plama na honorze. Zresztą nie brak komentarzy, że „ujawnienie informacji o terapii” podkopuje autorytet papieża, ponieważ pokazuje go jako człowieka słabego i pełnego wątpliwości.
Czyli w pełni człowieczeństwa, można dodać. Nie pierwszy to raz, gdy Franciszek pokazuje, że jest nie tylko następcą świętego Piotra, ale przede wszystkim człowiekiem. Należy też przypuszczać, że jego głos doda i wiary, i ufności tym, którym korzystanie ze wsparcia psychologicznego może nadal wydawać się powodem do wstydu. Franciszek, którego ikona pokazuje słoneczną stronę Kościoła, może pomóc odczarować psychoterapię. Co dla wielu nadal jest powodem do obaw, dla argentyńskiego kapłana było naturalną drogą szukania pomocy. Skąd takie przekonanie?
Argentyna na kozetce
Jak przypomina „New York Times”, w Argentynie korzystanie z usług psychologów i psychoanalityków jest bardzo popularne i nieobarczone odium wstydu. Szacunek wobec zdobyczy psychoanalizy rozciąga się na instytucje państwowe, szkoły publiczne, szpitale i oczywiście prywatną klientelę. Popyt nakręca podaż: na 100 tys. Argentyńczyków przypada aż 196 czynnych zawodowo psychologów. Dla porównania: w USA, które jawią się jako kraj, w którym każdy ma swoją prywatną kozetkę, ta proporcja to ledwie 27 na 100 tys. W ojczyźnie papieża Franciszka dostęp do gabinetu nie jest tylko przywilejem zamożnych – wsparcie jest szeroko dostępne, niezależnie od statusu klienta.
Ta kariera psychoanalizy w Argentynie ma związki z powojennymi migracjami z Europy, które przyniosły temu południowoamerykańskiemu krajowi falę zachwytu nad freudowską psychoanalizą – a ta trafiła tu na podatny, melancholijny grunt. Pierwszymi ważniejszymi psychoanalitykami byli uciekinierzy z rządzonej przez generała Franco Hiszpanii. Dziś ci najbardziej liczący się lekarze to potomkowie europejskich Żydów. Jak opowiada papież, jego argentyńska terapeutka także była Żydówką – to międzynarodowa klamra, która poniekąd tłumaczy perspektywę papieża, niepodzielaną w konserwatywnych kręgach Kościoła.
Być może sensacyjny ton zapowiedzi nowej książki nie tylko pomoże odczarować psychoterapię, ale i przysporzy popularności myśli Franciszka. Na ponad 400 stronach ma on mówić o genezie biedy i konfliktów, zniszczeniu środowiska naturalnego, religii muzułmańskiej i sytuacji kobiet. A także o lękach, jakimi karmi się Europa: „Nie widzę tu już Schumanna, nie widzę już Adenauera. Europa dziś się boi. Zamyka się, zamyka, zamyka”.
Ciekawe, czy słowa papieża trafią do uszu polskiego Kościoła – i purpuratów, i wiernych. Zobaczyć człowieka w człowieku – jakże to nie do zrobienia.