Dwa kraje – Litwa i Polska – wykorzystując cały arsenał wojny hybrydowej, podburzają ludność zachodniej Białorusi. Wysyłają tam bojówki i przejmują kontrolę nad terytorium. Na wzór samozwańczych republik ze wschodniej Ukrainy ogłoszone zostaje powstanie nowego państwa – Wiejsznorii.
W odpowiedzi Białoruś wzywa na pomoc Rosję i w błyskawicznej, trwającej niecały tydzień, kampanii izoluje i likwiduje agresorów w kilku bitwach powietrzno-lądowych i operacjach desantu. Dla niepoznaki, by wprost nie obrażać sąsiadów, w scenariuszu ćwiczeń Polskę nazwano Lubenią, a Litwę – Wesbarią. Ilustrująca ćwiczenia mapa nie pozostawia jednak wątpliwości – spokojnemu ludowi na wschód od Niemna grozi atak ze strony NATO.
Tyle wiemy o ćwiczeniach Zapad-2017 oficjalnie. Mapa i scenariusz zostały pokazane po raz pierwszy w lipcu na forum OBWE w Wiedniu (to obowiązek wynikający z prawa międzynarodowego), a kilka tygodni później niemal identyczne dane ogłoszono dziennikarzom w Moskwie i Mińsku. Czerwona plama określająca obszar ćwiczeń rozlewa się od Zatoki Fińskiej po granicę białorusko-ukraińską, razem z „wyspą” królewiecką. Z mapy wynika więc, że w ramach ćwiczeń Rosja i Białoruś chcą postawić zaporę agresywnemu Zachodowi.
Zaskoczeniem jest to, że oficjalnie tę zaporę postawić ma zaledwie 12 700 żołnierzy. To dużo mniej, niż zapowiadał wcześniej minister obrony Siergiej Szojgu w ramach „strategicznej odpowiedzi” na działania NATO u zachodnich granic Rosji. W zeszłorocznych ćwiczeniach Anakonda-16 w Polsce uczestniczyło 31 tys. żołnierzy. NATO liczyło się więc z adekwatną odpowiedzią. Od wielu miesięcy spekulowano o nawet 100-tys. wojsku i przemieszczeniu na Białoruś całej armii pancernej. Tymczasem dowódcy Zapad-2017 mówią o niespełna 700 pojazdach, w tym 140 ćwiczących czołgach.