Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Patent na Putina

Co może rosyjska opozycja

Antykorupcyjna krucjata Nawalnego trafia w czuły punkt systemu władzy. Antykorupcyjna krucjata Nawalnego trafia w czuły punkt systemu władzy. Evgeny Feldman / Wikipedia
Youtuberzy, celebrytki, masochiści, obrazoburcy i kierowcy tirów kontra bezwzględna władza z realnym poparciem społecznym. Rosja jest dziś najciekawszym poligonem sprzeciwu politycznego na świecie.
Akcja artystów z grupy Wojna – wielki penis wymalowany w 2010 r. na moście zwodzonym w Petersburgu. Gdy most się podnosił, penis stawał dokładnie na wprost budynku FSB.AN Akcja artystów z grupy Wojna – wielki penis wymalowany w 2010 r. na moście zwodzonym w Petersburgu. Gdy most się podnosił, penis stawał dokładnie na wprost budynku FSB.
Wiadomość o starcie Sobczak antykremlowskie środowiska przyjęły chłodno.Evgeniy Isaev/Wikipedia Wiadomość o starcie Sobczak antykremlowskie środowiska przyjęły chłodno.

Rankiem 31 października na drzwiach wejściowych centrum meblowego „Moskwa” w Irkucku zawisł świński łeb. Na czole zwierzęcia ktoś wyrył nożem gwiazdę, a do pyska wsadził kartkę z napisem: „Propozycja wciąż aktualna. Gódź się”. Adresatem listu był zapewne właściciel centrum Dmitrij Tołmaczew. Ten irkucki przedsiębiorca znany jest w mieście jako Che Guevara – m.in. nosi beret z gwiazdą, taką samą jak ta wyryta na świńskim łbie.

Cztery dni później w centrum odbyło się spotkanie z opozycjonistą Aleksiejem Nawalnym. Od dawna starał się u władz miasta o pozwolenie na organizację mityngu. Odmawiano mu ponoć 50 razy, dlatego z ochotą przystał na propozycję Tołmaczewa, żeby z mieszkańcami Irkucka spotkać się w „Moskwie”. Podczas spotkania nazwał mera miasta złodziejem i bandytą.

Nawalny prowadzi kampanię przed marcowymi wyborami prezydenckimi. Jego hasło to walka z korupcją i arogancją władzy. Tołmaczew od lat zmaga się z nimi w Irkucku. Miasto próbowało przejąć jego lokal, ale biznesmen się postawił i teraz ciągany jest po sądach. Prześladowca Tołmaczewa to mer Irkucka, dobry znajomy prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej Jurija Czajki. Zaś demaskatorem Czajki i jego korupcyjnych powiązań jest właśnie Nawalny. Dlatego nie dziwi ani sympatia Tołmaczewa dla Nawalnego, ani koincydencja między świńskim łbem a wiecem wyborczym opozycjonisty.

Nawalny jest chyba pierwszym opozycyjnym politykiem w Rosji, który swój przekaz oparł na tym, co ludzi boli najbardziej. Nie walczy o abstrakcyjne prawa człowieka czy wolną prasę, tylko mówi jasno: klasa polityczna kradnie wasze pieniądze i dlatego wam żyje się gorzej. Na organizowane przez jego sztab spotkania przychodzą ludzie, którzy dotychczas stali z dala od polityki. Nawalny objeżdża teraz cały kraj, następnego dnia po Irkucku był w Kemerowie. Mimo że to bastion rządzącej Jedynej Rosji, która zgarnia tu ponad 70 proc. głosów, i mimo że wiec odbył się daleko od centrum, przyszło kilkaset osób. Tak jest wszędzie, choć informacje o jego spotkaniach rozchodzą się tylko w internecie, a Putin i jego współpracownicy udają, że Nawalny nie istnieje.

Nawalny w natarciu

Antykorupcyjna krucjata Nawalnego trafia w czuły punkt systemu władzy. Wypuszczony wiosną filmik pokazujący nielegalny majątek premiera Dmitrija Miedwiediewa – od willi w Rosji i Toskanii po wyjątkowo drogie buty sportowe – obejrzało ponad 20 mln ludzi, a demonstracje zorganizowane na fali oburzenia tym filmem odbyły się w całej Rosji.

Zdarza się, że uczestnicy antykorupcyjnych manifestacji kończą w areszcie. Wielokrotnie zamykano samego Nawalnego. Najczęściej za nawoływanie do nielegalnego zgromadzenia. Z ostatniej odsiadki wyszedł 22 października. Kilka dni wcześniej szefowa Centralnej Komisji Wyborczej zapowiedziała, że nie będzie mógł wystartować w wyborach prezydenckich, bo ciąży na nim wyrok w zawieszeniu. Nawalny twierdzi, że sprawa, w której go skazano, jest polityczna. Odwoływał się wielokrotnie, także do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał mu rację. Nie wiadomo, czy polityk zostanie dopuszczony do udziału w wyborach.

Ponoć właśnie z powodu niejasnej przyszłości politycznej Nawalnego swój start ogłosiła Ksenia Sobczak. 36-latka tłumaczy, że kandyduje, by ludzie mogli zagłosować „przeciw wszystkim”. Od 2011 r. pokazuje się na demonstracjach opozycji, także u boku Nawalnego, ale do tej pory nie zajmowała się czynnie polityką. Jest dziennikarką liberalnej telewizji Dożd i celebrytką znaną z ostrych antykremlowskich wystąpień. Ale również z tego, że wyrastała blisko Władimira Putina, który pracował w merostwie Petersburga w czasach, gdy jego szefem był ojciec Kseni Anatolij Sobczak. „Władymir Władymirowicz pijał u nas w kuchni herbatę” – opowiadała matka Kseni, tłumacząc, dlaczego jej córka nie czuje strachu przed Putinem.

Wiadomość o starcie Sobczak antykremlowskie środowiska przyjęły chłodno. Wielu uznało, że jej kandydatura to wyreżyserowany projekt władzy, genialna zagrywka Kremla mająca skompromitować opozycję. O ile Nawalnemu udało się zbudować wizerunek zwykłego Rosjanina, o tyle Sobczak kojarzona jest głównie z awanturek z innym gwiazdami Instagrama o to, która z celebrytek ma więcej cellulitu na udach. Jej ostre i faktycznie niezłe telewizyjne wywiady polityczne mają niszową publiczność, a jej wysokie miejsce na liście „Forbesa” skutecznie zniechęca wyborców. Z punktu widzenia Kremla to idealna kandydatka, by utrwalić w narodzie obraz opozycji jako wielkomiejskich snobów zainteresowanych błyszczeniem na salonach, zblatowanych z elitą władzy.

Artyści w kontrze

Za oderwanych od rzeczywistości często uchodzą protestujący przeciwko polityce Kremla artyści. Zwykli Rosjanie z mieszaniną rozbawienia i zgorszenia patrzyli na takie akcje kolektywu Wojna, jak przeprowadzony w przeddzień wyborów prezydenckich 2008 r. happening „Pier... się za następcę Niedźwiadka”, w czasie którego kilka par uprawiało seks w moskiewskim muzeum przyrodniczym. Osoby spoza kręgów krytyków sztuki zainteresowane były raczej aspektami techniczno-erotycznymi akcji niż jej politycznym przesłaniem: że Miedwiediew jest tylko figurantem. Do szerszej publiczności przemówił jeden z kolejnych performance’ów grupy – wielki penis wymalowany w 2010 r. na moście zwodzonym w Petersburgu. Gdy most się podnosił, penis stawał dokładnie na wprost budynku FSB.

Z mieszaną reakcją zwykłych Rosjan spotkała się również słynna akcja Pussy Riot w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela w 2012 r. Przy ostrych dźwiękach artystki zaśpiewały tam piosenkę „Bogurodzico, przegoń Putina”, za co później Putin przepraszał wszystkich „zwykłych” Rosjan. Z poparciem dla zespołu wystąpił wówczas Piotr Pawleński z głośną – znów tylko w intelektualnych kręgach – akcją „Szew”. Ten petersburski artysta w trakcie procesu grupy zaszył sobie usta i stanął w miejscu publicznym z plakatem: „Akcja Pussy Riot była tylko kolejnym wykonaniem ważnej woli Jezusa Chrystusa”.

Później jeszcze Pawleński m.in. leżał nagi, zawinięty w drut kolczasty przed budynkiem petersburskiej rady miasta, przybijał sobie mosznę do bruku na placu Czerwonym, popierał ukraiński Majdan i protestował przeciwko wykorzystywaniu psychiatrii w celach politycznych, odcinając sobie kawałek ucha. Najbardziej dumny jest z akcji „Zagrożenie” z 2015 r., która polegała na podpaleniu drzwi do siedziby FSB na Łubiance.

Po każdym wystąpieniu artystę ściągała policja, rosło grono zainteresowanych jego twórczością inteligentów, a wśród prostych Rosjan przekonanie, że większość protestujących przeciw Kremlowi to błazny i dziwaki. Za podpalenie drzwi do budynku FSB Pawleńskiego skazano na wysoką grzywnę, ale wiosną 2017 r. artysta wyjechał do Francji, gdzie dostał azyl polityczny. W połowie października podpalił drzwi Banku Francji w ramach swojej kolejnej akcji „Ogień rewolucji”.

Awangardowi artyści i ich niezrozumiałe dla znacznej części społeczeństwa akcje są na rękę obozowi władzy. Przez wiele lat rządowa propaganda utrzymywała ludzi w przekonaniu, że polityka to brudna sfera i nie ma co się do niej mieszać. Rosyjski politolog Władimir Sołowiej mówi wręcz o „planowanej apolityczności” rosyjskiego społeczeństwa. Jego zdaniem sukces Putinowskiego systemu bierze się z niepisanego układu między władzą i społeczeństwem: my mamy znacznie więcej od was, ale wam też się coś niecoś należy. Żyjcie, bądźcie szczęśliwi, ale politykę zostawcie nam. Dopiero spadek cen surowców, dewaluacja rubla, a co za tym idzie wzrost cen w sklepach i szereg innych problemów ekonomicznych mogą zachwiać tym systemem.

Jeszcze niedawno Rosjanie nie chcieli zmian. Jednak nagła obniżka standardów życia wyrywa niektórych z apatii skuteczniej niż cenzura w mediach i aresztowania opozycyjnych polityków. Protesty o podłożu ekonomicznym mają największy potencjał. Nie tylko antykorupcyjna kampania Nawalnego, także z pozoru branżowy i pozbawiony politycznych haseł sprzeciw tirowców. Rządowe media starają się go ignorować, ale protesty trwają już drugi rok.

W 2014 r. rząd wprowadził nowy system opłat za użytkowanie tras federalnych. Obsługę „Płatona” (od: opłata za tony) zlecił bez przetargu konsorcjum tworzonemu przez państwową firmę Rostech i Igora Rotenberga, który jest synem oligarchy i bliskiego przyjaciela Putina. Nowe opłaty dla wielu właścicieli firm transportowych oznaczały bankructwo, a dla kierowców bezrobocie albo głodowe wynagrodzenia.

Determinacja protestujących zaskoczyła władzę. Kierowcy i właściciele firm przewozowych zaczęli głośno zadawać niewygodne pytania: co się dzieje z pieniędzmi z podatków? Na co idą pieniądze za akcyzę na paliwo?

Na początku 2016 r. w Kemerowie ktoś rzucił koktajlem Mołotowa w biuro obsługi systemu „Płaton”, wiosną 2017 r. kierowcy nadal protestowali, od Kaliningradu, przez Jekaterynburg, aż po Władywostok. W internecie pojawiały się kolejne filmiki z miejsc akcji.

Putin niechętnie podejmuje temat „Płatona”. Premier i minister transportu unikają bezpośrednich rozmów z protestującymi, na pierwszą linię konfliktu wypychając regionalnych urzędników. Nękanie, spisywanie i wezwania protestujących na nieformalne rozmowy nie zdusiły oporu.

Protestują przewoźnicy

Protesty kierowców są ważnym zjawiskiem w rosyjskiej polityce wewnętrznej – po raz pierwszy od dawna na taką skalę zbuntowali się drobni przedsiębiorcy. Tirowcy to nie ekscentryczni artyści i celebryci, ale sól ziemi, ludzie o swojskich fizjonomiach i dłoniach zniszczonych ciężką pracą. Raport Centrum Lewady pokazuje 70-procentowe poparcie moskwian dla ich akcji, mimo że zagrozili paraliżem komunikacyjnym stolicy.

Bunt przewoźników pokazał również, że za masowymi protestami wcale nie muszą stać znani liderzy demokratycznej opozycji. W wykorzystywaniu społecznego niezadowolenia coraz sprawniejsza jest skrajna prawica. Dowód to ostatnie protesty radykalnych prawosławnych aktywistów przeciwko filmowi „Matylda” o romansie kanonizowanego cara Mikołaja II z primabaleriną.

Najważniejszym ulicznym rytuałem nacjonalistów jest Russkij Marsz. Odbywa się zawsze 4 listopada, w dniu Święta Jedności Narodowej, czyli w rocznicę wypędzenia z Kremla polskich okupantów w 1612 r. Te coroczne pochody przypominają polskie Marsze Niepodległości. Pełno tam kibicowskich szalików, a nad głowami zakapturzonych młodzieńców powiewają flagi z krzyżami celtyckimi oraz „imperki”, stare żółto-czarno-białe flagi Imperium Rosyjskiego. Uczestników marszu łączy negatywny stosunek do „systemu” i politycznych elit. No i tęsknota za wielkim imperium, mimo że jego przyszły kształt każdy widzi inaczej.

Władza stara się neutralizować Russkij Marsz. Przekupuje część jego liderów państwowymi posadami, innych aresztuje. W tym roku nieliczna i skłócona grupa nacjonalistów wyszła na ulice z postulatami odejścia Putina i całej rządzącej ekipy. I dlatego władza zagrała z Russkim Marszem znacznie ostrzej niż dotychczas. Jeszcze przed rozpoczęciem pochodu policja dość brutalnie zatrzymywała uczestników. Wszystko w związku z rzekomym przewrotem, do jakiego miała się szykować organizacja Artpodgotowka. Pod koniec października sąd w Krasnojarsku uznał ją za ekstremistyczną i zakazał jej działania. Do mediów trafiła informacja, że osoby związane z Artpodgotowką na 4 i 5 listopada zaplanowały ataki na budynki administracji i policjantów. Lider organizacji Wiaczesław Malcew już latem uciekł za granicę.

W Moskwie urządzono wielkie widowisko. W niedzielę policja otoczyła pl. Maneżowy w centrum i wyłapywała podejrzanych o próbę rozpoczęcia zamieszek. Wśród zatrzymanych znaleźli się uczestnicy odbywającej się w okolicy konferencji i kilku małolatów ganiających ze smartfonami w poszukiwaniu pokemonów. Tymczasem rządowa Rossija24 informowała widzów, że zduszono w zarodku próbę przewrotu przygotowanego przez Malcewa i jego mocodawców. W całej Rosji zatrzymano około 400 osób.

Protesty jak spektakle

Nawet jednak przychylne władzy media sceptycznie traktują doniesienia o udaremnionej próbie przewrotu. Malcew od dawna głosił, że w stulecie bolszewickiego przewrotu w Rosji wybuchnie kolejna rewolucja. Ale cała Artpodgotowka to tylko należący do niego kanał na YouTube, wokół którego wyrosło środowisko bliskich mu w poglądach, często radykalnych subskrybentów. Trudno jednak nazwać to organizacją.

Jak widać na przykładzie Artpodgotowki, rosyjska władza skutecznie produkuje rzeczywistość polityczną. Wobec groźby narastających protestów ktoś uznał, że rewoltę najbezpieczniej zainscenizować, a potem pokazowo zdusić. A na koniec wprowadzić Putina, który wreszcie ogłosi, że ubiega się o kolejną kadencję, po czym wygra w cuglach i niczym mąż opatrznościowy uspokoi sytuację.

W rosyjskim życiu politycznym nie brakuje tych, co wszystkie protesty uważają za wyreżyserowany spektakl. Rządowa propaganda robi wiele, żeby taki wariant wydawał się prawdopodobny. Utrzymuje ludzi w przekonaniu, że za wszystkim stoją jakieś tajemnicze siły. Mistrzem podsycania teorii spiskowych jest sam Putin. Ostatnio niby mimochodem ostrzegał obywateli, że zagraniczni agenci próbują kopiować rosyjski materiał genetyczny. Cel takich zabiegów jest jeden: zdezorientować ludzi, bo – jak tłumaczył Peter Pomerancew – „skoro każdy może być agentem, lepiej się do polityki nie mieszać, siedzieć w domu, jeździć na daczę, kopać kartofle, łowić ryby”. Jakkolwiek by jednak rząd starał się manipulować opozycją, gniew części społeczeństwa jest autentyczny, a portfele większości faktycznie coraz mniej zasobne. Mimo to machina wieców Nawalnego, nawet wspierana przez tirowców, raczej nie odbierze kolejnego zwycięstwa Putinowi.

Polityka 46.2017 (3136) z dnia 14.11.2017; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Patent na Putina"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

Społeczeństwo

Sprawa Iwony Wieczorek wraca na Netflixie. I nadal budzi wielkie zainteresowanie

„Sprawa Iwony Wieczorek” szybko stała się hitem Netflixa. Nie kusi widza fałszywą obietnicą, iż znajdzie odpowiedzi na kluczowe pytania. Po serial na pewno obowiązkowo powinna sięgnąć policja.

Ryszarda Socha
16.09.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną