„I Bóg stworzył kobietę” – tak Roger Vadim zatytułował swój pierwszy film, który wszedł do kanonu światowego kina, a z Brigitte Bardot uczynił ikonę Francji. Ta sama BB stała potem – w formie popiersia – we wszystkich merostwach, jako Marianna, symbol Republiki Francuskiej. Bo Francja nie orła ma w herbie, tak jak Polska, Niemcy czy Rosja, lecz kobietę. Ale mimo tej symbolicznie wysokiej pozycji, co i raz francuskie feministki ruszają do walki o swe prawa.
Ta walka wybuchła właśnie na froncie gramatyki języka francuskiego. Podręcznik dla dzieci z klasy drugiej autorstwa Sophie Le Callennec pod pięknym tytułem „Questionner le monde” (Pytać o świat, ale także wątpić, kwestionować) wywołał falę audycji w rozgłośniach radiowych, w telewizji i artykułów w prasie. Autorka, praktykująca nauczycielka, stosuje i zaleca pisownię równościową, czy też, jak to nazwano we Francji, „pisownię włączającą”, to znaczy włączającą do gramatyki nowe znaki graficzne pozwalające wszędzie w zeszycie i książce dostrzec obecność kobiet.
Prawa mężczyzny
Bo rzeczywiście język francuski – zwłaszcza w rzeczownikach i czasownikach liczby mnogiej – uprzywilejowuje mężczyzn. Dla przykładu, po francusku – tak jak zresztą i w polskim – jeśli kobiety, choćby ich i setka, szły razem z jednym mężczyzną, to razem będą szli, a nie szły. Mówimy w aktach prawnych „obywatel”, „wyborca”, „sprzedający” i tak dalej, choć odnosimy się też do kobiet. Wyborcy po francusku to les électeurs, a wyborczynie les électeurices. Autorka więc pisze électeur•rice•s lub électeur-rice-s, by taką grafiką zwrócić uwagę dzieci, że nie sami mężczyźni wypełniają świat.