Resort spraw zagranicznych nie wiedział lub udaje, że nie wiedział o tym, co wydarzyło się 4 grudnia podczas cotygodniowego spotkania w dyskusyjnym salonie Ronina w Warszawie. To właśnie tam szef gabinetu ministra Waszczykowskiego Jan Parys wyłożył karty na stół w kwestii polskiej polityki zagranicznej PiS. A ściślej – polityki wschodniej i stosunków z Ukrainą.
„Chcę powiedzieć jasno, że silna niepodległa Ukraina jest ważna dla Polski, natomiast to nie jest tak, że istnienie Ukrainy jest niezbędnym warunkiem istnienia wolnej Polski – dlatego, że Polska jest piątym krajem w Unii po odejściu Wielkiej Brytanii, Polska jest w NATO i UE, jest głównym krajem flanki wschodniej i będzie istnieć niezależnie od tego, co się dzieje na Ukrainie, czy tam sytuacja jest lepsza czy gorsza. Oczywiście dla nas jest lepiej, jeżeli tam jest demokracja, jeżeli tam jest silne państwo, normalne, sprawne. Natomiast nie mamy wpływu na to, jaka będzie polityka ukraińska, bo o tym decydują ludzie w Kijowie. Trudno, prawda?” – cytuje portal Salon24.
Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy
Wypowiedź Parysa nie tylko zaskakuje. Ona po prostu szkodzi Polsce. Pokazuje słabość i brak profesjonalizmu prowadzonej przez PiS polityki zagranicznej. Ta polityka względem Wschodu – Ukrainy, Białorusi, Rosji – wreszcie zrywa z myślą polityczną Lecha Kaczyńskiego, który powtarzał za Giedroyciem, że nie ma wolnej Polski bez wolnej i silnej Ukrainy. Było to myślenie racjonalne, jakie da się streścić mniej więcej tak: Polska jest bezpieczniejsza, jeśli za jej wschodnią granicą znajduje się niepodległa Ukraina, a nie imperialistycznie myśląca i działająca Rosja.