Trudno znaleźć drugiego przywódcę, który przez 34 lata rządów miałby taki wpływ na swój kraj. Do władzy doszedł w 1978 r. jako 36-latek. Wówczas istniały jeszcze dwa Jemeny, on rządził tym północnym. Przy wszystkich wadach charakterystycznych dla władców w tym miejscu i czasie, korupcji, nepotyzmie, Ali Abdullah Saleh – startując od politycznego zera, bez zaplecza politycznego i doświadczenia – wyciągnął Jemen z dosłownego średniowiecza do jakiej takiej nowoczesności. 6 grudnia zginął z rąk swoich niedawnych sojuszników, Huti.
Saleh mógł się pochwalić niezwykłym osiągnięciem – z praktycznie wszystkimi graczami w kraju i regionie miał okazję walczyć i zawierać sojusze. Gdy jednoczył kraj na przełomie lat 80. i 90., grał na nosie Saudyjczykom, którzy obawiali się nowego, silnego sąsiada. Później zawarł z nimi sojusz, aby walczyć z szyicką rebelią na północy, która przyjmie nazwę powstania Huti. Obalony w trakcie arabskiej wiosny, dogadał się z Huti: pomógł im opanować większość kraju i walczyć z… Saudyjczykami, którzy od 2015 r. bestialsko bombardują Jemen. Pod koniec listopada po raz enty zmienił front i zaproponował mediacje między Saudyjczykami i Huti, nie mogąc już – jak sam tłumaczył – patrzeć na katastrofę Jemenu. Ci drudzy poczuli się zdradzeni i go zabili.