Czy 6 lutego to początek nowej epoki podboju kosmosu, jak przekonują entuzjaści? Czerwona Tesla Roadster, samochód elektryczny produkowany przez firmę Elona Muska, pomknął w daleki kosmos na pokładzie Falcona Heavy, rakiety wyprodukowanej i wystrzelonej przez SpaceX, inną firmę Muska. Powstała w 2002 r. z inicjatywy przedsiębiorcy, który zarobił pierwsze miliony na sprzedaży serwisu płatności elektronicznych PayPal. W ciągu zaledwie 15 lat (zgodnie z pierwotnymi planami Falcon Heavy miał być gotowy już w 2013 r.) firma skonstruowała najpotężniejszą rakietę z dostępnych dziś w kosmonautycznej ofercie. Do tego elementy systemu nośnego wracają na Ziemię i można je wykorzystywać ponownie, co znacznie zmniejszyło koszty.
Falcon Heavy jest już zakontraktowany na dwa starty dla firm telekomunikacyjnych i jeden dla US Air Force, zapowiadana jest też na 2019 r. podróż „turystyczna” wokół Księżyca. A w dalszych planach rozwój systemu nośnego Big Falcon Rocket, zdolnego do obsługi załogowych lotów księżycowych i marsjańskich.
Nie brakuje jednak krytyków, którzy przekonują, że za fantazjami o nowej erze kosmicznej z udziałem prywatnych przedsiębiorców kryje się prawdziwe oblicze Elona Muska, mistrza w wyciąganiu państwowych subsydiów. Reporterzy „Los Angeles Times” wyliczyli w 2015 r., że jego firmy uzyskały blisko 5 mld dol. publicznego wsparcia, do tego SpaceX uzyskał kontrakty od NASA i Air Force na ponad 5 mld dol. To prawda, najważniejsze przełomy technologiczne powstawały dzięki zaangażowaniu środków publicznych i zdolności przedsiębiorców do ich wprowadzenia na rynek. Pytanie tylko, kto finansuje koszty, a kto realizuje zyski? Czerwony Roadster na pokładzie Falcona boleśnie przypomina, że w dzisiejszym kapitalizmie grono beneficjentów zmalało do słynnego 1 proc.