Carles Puigdemont, były szef („prezydent”) regionalnego rządu Katalonii, został w niedzielę zatrzymany w Niemczech przez policję na mocy europejskiego nakazu aresztowania, wystawionego przez władze hiszpańskie. Madryt zarzuca mu bezprawne działania na szkodę integralności państwa hiszpańskiego. W podzielonej mniej więcej pół na pół Katalonii Puigdemont stał się twarzą pokojowego ruchu niepodległościowego.
Polityk przebywa na politycznej emigracji, odkąd rząd w Madrycie rozwiązał autonomiczne władze Katalonii i ustanowił zarząd bezpośredni. Była to reakcja na ogłoszenie niepodległości Katalonii (27 października 2017) na podstawie wyników wcześniejszego referendum obywatelskiego.
W Niemczech Puigdemont znalazł się w drodze z Finlandii przez Danię do Belgii. Finlandię, dokąd przybył z wykładem na zaproszenie jednego z fińskich parlamentarzystów, udało mu się opuścić w samochodzie, jednak był śledzony przez służby hiszpańskie.
Czy były prezydent Katalonii trafi do więzienia?
Władze hiszpańskie obserwowały działalność Puigdemonta. Gdy wybrał się w turę objazdową po krajach UE, aby umiędzynarodowić sprawę katalońską, analizowały przepisy prawne państw, które odwiedzał. Prawo niemieckie daje większe szanse na ekstradycję niż belgijskie (Puigdemont przebywał w Belgii).
Zatrzymanie byłego szefa rządu katalońskiego kryzysu nie kończy. Jeśli dojdzie do deportacji Puigdemonta i osadzenia go w więzieniu pod Madrytem, gdzie przebywa już grupa katalońskich działaczy i parlamentarzystów związanych z ruchem niepodległościowym, kryzys wejdzie w nową fazę. Pod sąd – pod ciężkimi oskarżeniami zagrożonymi karą wieloletniego więzienia – może trafić ok. 25 liderów związanych z ruchem niepodległościowym.
Czytaj także: Czy Katalonia poradziłaby po sobie po odłączeniu od Hiszpanii?
Demonstracje w obronie więźniów politycznych
Następna faza kryzysu katalońskiego może być mniej pokojowa. Na wieść o aresztowaniu Puigdemonta i wcześniejszych piątkowych aresztowaniach wśród regionalnych niepodległościowych deputowanych – między innymi Jordi Turrula, umiarkowanego kandydata na następcę Puigdemonta – na ulice Barcelony wyszły tysiące demonstrantów. Skandowali: „Wolność dla więźniów politycznych” i „Taka Europa to hańba!”. Doszło do przepychanek z policją ochraniającą siedzibę przedstawiciela rządu centralnego w Katalonii.
Hasła są sygnałem, że napięcie znów rośnie. Wybory do parlamentu regionalnego, przeprowadzone już po zawieszeniu przez Madryt autonomii, wygrały w sumie partie niepodległościowe. Do parlamentu wybrano m.in. ponownie Puigdemonta (pod jego nieobecność w kraju). Po obu stronach konfliktu rośnie determinacja, a słabnie wola kompromisu.
Zwolennicy niepodległości Katalonii żądają reakcji od Brukseli
Co gorsza, gniew zwolenników pokojowego rozwodu kieruje się też ku Unii Europejskiej, a to także pod jej flagami manifestowali sympatycy niepodległości. Oczekują oni zajęcia przez Unię stanowiska w sprawie kryzysu katalońskiego. W ich oczach twarda polityka Madrytu uderza w wartości europejskie, a Bruksela zasłania oczy.
Ale ich nadzieje prawdopodobnie nie zostaną spełnione. Rządząca w Hiszpanii Partia Ludowa premiera Rajoya należy, wraz z m.in. polską Platformą Obywatelską, do największej frakcji w Parlamencie Europejskim: Europejskiej Partii Ludowej, a szefem Rady Europejskiej jest wywodzący się z PO Donald Tusk.
Unia nie ma serca do „separatystów”, niektórzy jej liderzy patrzą na te ruchy jako piątą kolumnę putinowskiej Rosji. Na rzetelne badanie każdej sprawy z osobna brakuje czasu i ochoty. Katalończycy raczej nie doczekają się jasnej deklaracji ze strony Europy.
Czytaj także: Czy kryzys kataloński może zagrozić Unii Europejskiej?