Mimo że wielożeństwo jest w Niemczech zakazane, stało się zjawiskiem na tyle częstym, że na pewno nie da się nazwać marginesem. Nie ma dokładnych danych, ale eksperci obliczają, że dotyczy od 10 do nawet 30 proc. muzułmańskich mężczyzn, zwłaszcza Libańczyków i Palestyńczyków. A to już problem społeczny. Za poligamię w Niemczech grozi do trzech lat więzienia. Teoretycznie. Praktyka jest o wiele bardziej skomplikowana.
Pewien Syryjczyk, od 2010 r. posiadający podwójne obywatelstwo, oprócz żony Niemki poślubionej w Niemczech zawarł – podobno za zgodą pierwszej żony – drugie małżeństwo w Syrii. Sąd w Karlsruhe pozbawił go za to niemieckiego obywatelstwa. Mężczyzna się odwołał. Argumentował, że nie miał wyjścia. Jeszcze przed swoim niemieckim ślubem miał związek z dziewczyną z Syrii, groziła jej infamia za to, że nie jest już dziewicą. Wziął z nią ślub, żeby ją chronić. Sąd administracyjny w Mannheim przyznał mu rację i uznał odebranie obywatelstwa za niebyłe.
Muzułmanie kolejne małżeństwa zawierają często za granicą, w krajach, w których wielożeństwo jest legalne. Jeśli poligamista nie ma obywatelstwa niemieckiego lub ma podwójne, wielożeństwo jest w praktyce dopuszczane. Śluby są jednak zawierane również w Niemczech. Przeważnie pierwsze małżeństwo w urzędzie, drugie tylko przed imamem w meczecie. Często druga i kolejne żony funkcjonują w tajemnicy przed tą pierwszą, legalną. Mężczyzna żyje na dwa domy, znikając na całe tygodnie, np. pod pretekstem wyjazdów służbowych.
Kobiety dowiadują się przez przypadek. Często są w szoku. Jak Malika, urodzona w Niemczech Marokanka, której historię w 2017 r. opisało radio Deutschlandfunk. Wyszła za mąż z wielkiej miłości. Po jakimś czasie odkryła, że mąż poślubił w Maroku dwie kolejne żony i zamierza je sprowadzić do Niemiec.