Sekretarz generalny rządzącego Algierią Frontu Wyzwolenia Narodowego (FLN) Dżamel Abbes wezwał prezydenta „w imieniu 700 tys. członków partii i rzesz sympatyków”, aby w przyszłym roku wystartował w wyborach po piątą kadencję. Mały kłopot w tym, że 81-letni Abdelaziz Buteflika, po przebytym w 2013 r. udarze i wielomiesięcznej hospitalizacji w Paryżu, porusza się na wózku i nie odzyskał mowy. W wyborach w 2014 r. zgłosił się w ostatniej chwili i nie był w stanie prowadzić kampanii. Przemówienia w jego imieniu wygłaszali na wiecach najbliżsi współpracownicy albo ograniczali się do frazy: „dobrze wiecie, co pan prezydent chciał wam powiedzieć”. Co wystarczyło, aby gładko pokonał pięciu papierowych konkurentów. Praktyczną władzę, jak sprawował, tak sprawuje klan Buteflików na spółkę z armią. Każda nowa postać w pałacu prezydenckim zburzyłaby tę delikatną równowagę, dlatego jest, jak jest.
Aby przeciąć spekulacje, po wielu miesiącach nieobecności prezydent, wieziony na wózku, pojawił się w stolicy na uroczystej inauguracji linii metra. Sytuacji sprzyja względny spokój: Algierię ominęła gorączka arabskiej wiosny, przez pamięć o tragicznej wojnie domowej z przeszłości. Co prawda ostatnio manifestowali nauczyciele, studenci i uczniowie, bezrobocie wśród młodych jest rekordowe, a cena napędzającej tu wszystko ropy naftowej – niska, ale prezydenta wydaje się to już mało obchodzić.