Francja szykuje się na wyjście z więzień dżihadystów, którzy odsiedzieli kary za terroryzm. W państwie praworządnym tak musi być: odsiedziałeś, wychodzisz. Ale polityka, media i społeczeństwo na tym nie poprzestają. Trwa debata, co zrobić ze zwalnianymi z francuskich więzień terrorystami.
Dżihadyści na wolności
Mówimy o grupie ok. 500 osób odsiadujących wyroki za działalność terrorystyczną. Liczbę więźniów „zradykalizowanych” szacuje się na 1200, do końca tego roku z więzień wyjdzie 40 skazanych za terroryzm, a do końca 2020 r. w sumie 115. To dużo.
Władze nie przyglądają się sprawie z założonymi rękami. W zeszłym roku uchwalono nową ustawę antyterrorystyczną, dającą służbom bezpieczeństwa duże uprawnienia. Mogą śledzić, podsłuchiwać, przeszukiwać mieszkania, kontrolować aktywność w internecie osób podejrzewanych o sprzyjanie terroryzmowi islamistycznemu lub już zwolnionych po odbyciu kary.
Przed nowelizacją osoby powracające do Francji z terenów wojny domowej w Syrii i Iraku, gdzie walczyły po stronie antyzachodnich grup terrorystycznych, mogły dostać wyrok maksymalnie do 20 lat. Przeciętnie skazywano takich dżihadystów na sześć lat więzienia. Teraz maksymalna kara za działalność terrorystyczną wzrosła do 30 lat. Jednak w odczuciu wielu uczestników dyskusji to za mało.
Klimat społeczny we Francji jest dziś taki, że pojawiają się nawet pomysły autorytarne, sprzeczne z zasadą państwa prawa. Niedawny kandydat skrajnej prawicy na prezydenta Nicolas Dupont-Aignan wyskoczył z hasłem obozu izolacyjnego à la Guantanamo, ale