Pomysł był prosty i odpowiadał na społeczne zapotrzebowanie. Pobranie krwi i jej badanie w USA wymaga skierowania od lekarza i sporo kosztuje, a wielu ludzi nie znosi nakłuwania igłą żyły. Czy nie można by wykonywać takich samych analiz na próbce kropli krwi ściąganej z koniuszka palca? Elizabeth Holmes, 19-letnia studentka chemii Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii, uznała, że można.
W 2003 r. założyła start-up oferujący takie właśnie testy. Co więcej, przekonała setki inwestorów i naukowców, że jej firma Theranos zrewolucjonizuje diagnostykę medyczną. W ciągu kilku lat przedsiębiorstwo rozwinęło się do rozmiarów olbrzyma, którego wartość oszacowano na 9–12 mld dol., a jego szefowa została idolem Silicon Valley i gwiazdą high-tech biznesu na cały kraj.
Ta amerykańska bajka nie ma jednak dobrego zakończenia. Theranos okazał się gigantycznym przekrętem, a jego założycielka – oszustką. Testy krwi wykonywane jej metodą nie były wiarygodne, co naraziło na szwank zdrowie tysięcy ludzi. W czerwcu prokuratura w San Francisco oskarżyła 34-letnią dziś Holmes i jej partnera o naciągnięcie inwestorów na ponad 700 mln dol. oraz oszukiwanie lekarzy i pacjentów. Parze grozi długoletnie więzienie.
Laboratorium w chipie
Trudno pojąć, jak 19-latce bez wykształcenia ani doświadczenia medycznego udało się pociągnąć za sobą tysiące wyjadaczy nauki i biznesu. Uwierzyli, że mają do czynienia z geniuszem? Holmes jeszcze w liceum nauczyła się chińskiego, po pierwszym roku w Stanfordzie uczestniczyła w badaniach nad SARS w Singapurze, gdzie dostała prestiżowe stypendium rządowe, a po powrocie na uczelnię zapisała się na zajęcia dla doktorantów. Pasjonowały ją badania nad technologią lab-on-a-chip, pozwalającą na pomiary składników w bardzo niewielkiej ilości płynu w urządzeniu wyposażonym w obwód scalony (chip).