Nikt się nie dziwił, gdy prezydent Donald Trump w swej antyimigranckiej fobii podał w zeszłym roku fake newsa, że w Szwecji, która imigrantów z zasady przyjmuje, doszło do kolejnego ataku terrorystycznego. Ale gdy szwedzka telewizja publiczna, i to u progu wyborów parlamentarnych, wywołuje wrażenie, że manipuluje statystykami gwałtów na korzyść antyimigracyjnej prawicy, niektórzy przyjaciele Szwecji i jej polityki migracyjnej mogą być skonsternowani. Bo sięganie po przestępstwa seksualne w kampanii wyborczej to polityka cepa. W Szwecji i wszędzie indziej.
Czytaj także: Gwałty randkowe – problem (niestety) powszechny
Telewizja podaje dane o gwałcicielach
Telewizja STV podała, że 58 proc. sprawców gwałtów i prób dokonania gwałtu osądzonych w ciągu ostatnich pięciu lat to mężczyźni urodzeni poza Szwecją. To nie znaczy, że chodzi tylko o muzułmanów. Na prawie 850 skazanych gwałcicieli z krajów Bliskiego Wschodu (45 z Afganistanu) i Afryki Północnej pochodzi prawie 200. Reszta w tej grupie – z Afryki Południowej i państw pozaeuropejskich. Grupa gwałcicieli urodzonych w Szwecji i innych krajach europejskich wynosi 42 proc.
Każdy przypadek gwałtu jest przestępstwem, ale pamiętajmy, że liczba migrantów przyjętych przez Szwecję w 2015 r. – u szczytu kryzysu uchodźczego w Europie – wyniosła ok. 160 tys., więc podane karygodne i ukarane przypadki gwałtów „pozaeuropejskich” są ćwiercią jednego procenta. A przecież nie znamy każdej konkretnej sprawy i nie wiemy, w jakiej sytuacji doszło do przestępstwa. Przypomnijmy także, że w Szwecji dopiero od maja tego roku obowiązuje