Użytkownicy brazylijskich mediów społecznościowych cierpko żartują, że niedługo do kolorów flagi narodowej będzie trzeba dodać czerwony: kraj bije bowiem rekordy w liczbie zabójstw. Według świeżego raportu Brazylijskiego Forum Bezpieczeństwa Publicznego w zeszłym roku było ich prawie 64 tys., statystyczny Brazylijczyk padał więc ofiarą morderstwa średnio co 10 minut.
Głównym powodem jest wojna gangów, która wybuchła w zeszłym roku, po tym jak jedna grupa w ciągu tygodnia zamordowała w różnych więzieniach ponad stu członków innej. Z tych samych powodów obecny rok prawdopodobnie pobije rekord poprzedniego: na początku lata długotrwały rozejm zerwały dwie bandy kontrolujące przepływ narkotyków przez Amazonię, liczba zabójstw w Manaus, stolicy regionu, wzrosła o połowę, a wezwania do jeszcze większej przemocy padają z nowych utworów funk carioca, ulubionego gatunku muzycznego najbiedniejszych dzielnic.
Z tego krwawego konfliktu wszystkich ze wszystkimi zwycięsko wychodzi Primeiro Comando da Capital (PCC, Pierwsze lub Jedyne Komando Stolicy) – gang, który zaczyna wyrastać na najpotężniejszą organizację przestępczą w Ameryce Południowej. I to mimo że znaczna część jego członków siedzi w więzieniach, na czele z liderem, który za kratami spędził większość życia.
Kryminalne państwo opiekuńcze
Mieszkańcy paragwajskiego Ciudad del Este w kwietniu zeszłego roku mogli mieć wrażenie, że znaleźli się na planie filmu sensacyjnego. Kwartał ulic w najważniejszym mieście handlowym kraju został odcięty przez ok. 60 ciężko uzbrojonych mężczyzn, w tym kilku snajperów i specjalistów od rakiet. Kilka chwil później grupa zdetonowała ładunki wybuchowe o takiej sile, że sąsiedzi pomylili atak z trzęsieniem ziemi. Eksplozja dosłownie wyrwała ścianę siedziby największej firmy ochroniarskiej w mieście, która zmonopolizowała tamtejszy rynek przewożenia utargów – dzięki temu rabusie dobrali się do jednego z trzech skarbców.