Poniższy tekst jest odpowiedzią na wywiad z abp. Sawą dla polityka.pl
Marzenie części wyznawców prawosławia na Ukrainie spełniło szybciej, niż może się spodziewali. Dwa lata temu rozmawialiśmy wraz z Adamem Krzemińskim z ówczesnym zwierzchnikiem tego odłamu ukraińskiego prawosławia, który chciał pełnej niezależności od prawosławia rosyjskiego zarządzanego z Moskwy i sprzymierzonego politycznie z Kremlem.
Metropolita Filaret wyraził wtedy nadzieję, że niezależna od Rosji ukraińska Cerkiew powstanie dzięki pozytywnej decyzji honorowego zwierzchnika całego światowego prawosławia (ok. 300 mln wiernych) rezydującego w dawnym Konstantynopolu, czyli dzisiejszym Stambule. Hierarcha miał też nadzieję, że dojdzie do zjednoczenia całego ukraińskiego prawosławia.
Spełnia się marzenie o autokefalii
Na początku stycznia spełniła się pierwsza nadzieja Filareta. Patriarcha Konstantynopola podpisał dekret przyznający tzw. autokefalię proniepodległościowemu odłamowi ukraińskiego prawosławia – Cerkwi Prawosławnej Ukrainy.
W Moskwie cerkiewnej i politycznej dekret przyjęto z oburzeniem. W ukraińskim obozie niepodległościowym przyjęto go z radością i wdzięcznością jako wzmocnienie niezależności Ukrainy od Moskwy. I to w momencie, gdy na wschodzie państwa tli się separatystyczny konflikt zbrojny wspomagany przez Rosję.
Dla naszego rozmówcy to, że Konstantynopol ostatecznie poprze autokefalię ukraińską, było oczywistością. Filaret przypomniał, że gdy Polska odzyskała niepodległość, ówczesne władze Cerkwi prawosławnej w odrodzonym państwie polskim zerwały podległość wobec Cerkwi rosyjskiej i otrzymały autokefalię od ówczesnego patriarchy Konstantynopola (1924 r.).
Nie czas na autokefalię? Przeciwnie
Wydawałoby się, że kto jak kto, ale zwierzchnik prawosławia w Polsce arcybiskup Sawa weźmie tę analogię pod uwagę. Niestety, w rozmowie z Wiesławem Romanowskim tego nie znajdziemy. Przeciwnie, hierarcha wyraża nadzieję, że dekretu o autokefalii nie będzie, choć w tym samym zdaniu zaznacza, że nie jest jej przeciwnikiem. Rozumowanie abp. Sawy jest takie: teraz nie czas na autokefalię, tylko na zakończenie wojny i zjednoczenia kraju.
Brzmi może dobrze dla niektórych, ale z pewnością nie dla wszystkich na Ukrainie i w Polsce. To jest bowiem propozycja typu „na święty nigdy”. Nic nie wskazuje, by w przewidywalnej przyszłości Rosja zmieniła swą politykę wobec Ukrainy, a Cerkiew rosyjska przestała być narzędziem polityki Kremla.
Czytaj także: Czy Rosja wywoła nową wojnę, tym razem religijną?
Antyukraińska narracja w Polsce i Rosji
Stanowisko abp. Sawy można odbierać jako ostrożne, ale jednak poparcie Cerkwi rosyjskiej sprzeciwiającej się autokefalii. Hierarcha zasłania się prawem kościelnym. Zwolenników autokefalii (a liczba ich rośnie) ukraińskiej nazywa „rozłamowcami”, tak jakby całkiem ignorował ich racje i dążenia. Oczekuje od nich „skruchy i pokuty”, tak jakby pragnienie Kościoła niezależnego od Moskwy Putina, negatywnie nastawionej do niepodległej Ukrainy, było grzechem.
Sugeruje, co gorsza, że autokefalia może mieć złe skutki w Polsce, gdyż posieje konflikty na tle religijno-politycznym wśród ukraińskiej mniejszości. Wskazuje palcem ukraińskich nacjonalistów z Prawego Sektora, którzy sondują jakoby możliwość budowy w Polsce struktur Cerkwi autokefalicznej.
Taka interpretacja pasuje do antyukraińskiej narracji w Polsce i Rosji. Tymczasem nawet obecna władza w naszym państwie wciąż trzyma się zasady, że niepodległość Ukrainy jest zgodna z interesami niepodległej Polski.
Czytaj także: Dzieje prawosławnych hierarchów