Kiedy Viktor Orbán ogłaszał niedawno siedmiopunktowy pakiet wsparcia dla rodzin, Mónika Magyar z czteromiesięcznym Danim na kolanach liczyła na kalkulatorze, ile tym razem dostanie od państwa. Pakiet, zaprezentowany w czasie corocznej mowy o stanie państwa, zapowiada wprowadzenie szeregu bodźców finansowych, zachęcających węgierskie małżeństwa do decydowania się na kolejne dzieci.
Gdyby Mónika urodziła jeszcze troje, państwo zwolniłoby ją z podatku dochodowego i spłaty specjalnej pożyczki w wysokości 10 mln forintów (133 tys. zł). Dostałaby ulgi na zakup nowego lub używanego domu (kolejne 10–15 mln forintów) oraz dużego samochodu (2,5 mln forintów). Rząd spłaciłby też 4 mln forintów z jej kredytu hipotecznego, gdyby taki posiadała. Mónika mogłaby też zostawiać dzieci u rodziców, którzy tym samym zdobyliby uprawnienia do świadczenia z tytułu opieki, albo w jednym z 21 tys. żłobków, które mają powstać w ciągu trzech lat.
Jednak Mónika nie chce mieć więcej dzieci. – Nie w tej chwili. Gdyby świadczenia otrzymywane w czasie ciąży i po rozwiązaniu były wyższe, a służba zdrowia stała na wyższym poziomie, to może tak – opowiada. – No i urlop ojcowski. Gábor, mój mąż, dostał pięć dni. Żartowaliśmy, że z drugą ciążą musielibyśmy pojechać do Norwegii, gdzie ojcom przysługuje obowiązkowe 15 tygodni wolnego.
W czasie ciąży Mónika przebywała na zwolnieniu lekarskim – otrzymywała wtedy niewielki procent swojej pensji. Na urlopie macierzyńskim dostaje świadczenie za opiekę nad dzieckiem w wysokości zbliżonej do miesięcznej pensji. Zachowa je, kiedy po 24 tygodniach zdecyduje się na powrót do pracy. Po porodzie doszedł także zasiłek rodzinny w wysokości 12,2 tys. forintów co miesiąc, a Gábor, informatyk, może skorzystać z ulgi podatkowej, która odpowiada 70 proc.