Co to jest cywilizacja? Nie wiem. Wciąż nie potrafię jej zdefiniować w abstrakcyjny sposób. Ale wydaje mi się, że potrafię ją rozpoznać, gdy zobaczę” – mówi prowadzący i odwraca się w stronę budynku. „I teraz na nią patrzę”.
Tak zaczyna się pierwszy z 13 odcinków głośnego serialu dokumentalnego BBC „Civilisation. A Personal View” z 1969 r. Prowadzącym był Kenneth Clarke, ówczesna gwiazda brytyjskiej i europejskiej historii sztuki. A ten budynek to paryska katedra Notre Dame.
Zaraz po pożarze wśród masy komentarzy i tweetów można było uchwycić coś, co Clarke nazwałby „odruchem cywilizacyjnym”. Poczucie straty, momentu przełomowego, nawet więzi międzyludzkiej, również u osób, które z Kościołem katolickim, a nawet z religią jako taką nie mają nic wspólnego. Była to reakcja nie do końca uświadomiona, co świadczy również o nieuświadomieniu, czym jest cywilizacja. Ci ludzie płaczący nad losem Notre Dame nie odpowiedzieliby na pytanie, co to jest cywilizacja. Oni ją po prostu zobaczyli płonącą.
Ich (nasz) odruch świadczy o czymś jeszcze – że cywilizację można zobaczyć i nazywać, ale nie można jej świadomie tworzyć. Historyczne cywilizacje zawsze były modelem dla innych do naśladowania, przyciągały swoją atrakcyjnością, ale nie można ich było narzucić siłą, zdecydować o ich powstaniu czy zaszczepieniu. Kiedyś wszyscy po prostu chcieli być Rzymianami. Potem – budować gotyckie katedry.
Dziś to wszystko, przynajmniej z europejskiej perspektywy, staje na głowie. Idea cywilizacji powraca z wielkim impetem, tyle że zupełnie odmieniona. O ile XIX w. należał do państw narodowych, o tyle XXI w. zdominują „państwa cywilizacje”, takie jak Chiny czy Rosja, pisze w swojej najnowszej książce „The Rise od Civilisational State” Christopher Coker.