Prawie 450 stron, dwie części – pierwsza poświęcona możliwej ewentualnej zmowie ludzi prowadzących kampanię wyborczej Trumpa z Kremlem (tzw. collusion), druga zabiegom prezydenta, aby ukrócić śledztwo w tej sprawie (obstruction of justice). Nie było entuzjazmu przed publikacją raportu i nie ma go po niej, bo było wiadomo, że dostępna będzie tylko wersja okrojona. Cenzura jest faktycznie daleko idąca. Demokraci w Kongresie będą walczyć o publikację całości, ale zabierze im to sporo czasu.
Czytaj także: Koniec śledztwa Muellera – ulga dla Trumpa
Jakie są najważniejsze wnioski raportu Muellera?
Przede wszystkim takie, że amerykańskie media nie zawiodły. Raport potwierdził większość ustaleń reporterów „New York Timesa” i „Washington Post”, w zasadzie każdą z tych nieprawdopodobnych historii z ostatnich dwóch lat, w tym spotkanie dzieci Trumpa w sprawie rosyjskich „adopcji” (czytaj: sankcji) w czerwcu 2016 r. Potwierdziły się też mniej znane rewelacje, jak np. spotkanie szefa kampanii Paula Manaforta ze swoim wieloletnim partnerem w interesach Konstantinem Kołymnikiem, który ma powiązania z rosyjskim wywiadem.
Raport nie stwierdził, że doszło do zmowy. Sugeruje jednak, że prezydent nie został postawiony w stan oskarżenia przede wszystkim dlatego, iż – zdaniem Muellera – nie można oskarżyć urzędującego prezydenta.