Pedro Sánchez, lider hiszpańskiej partii socjalistycznej, po 11 chudych latach w opozycji powiódł własne ugrupowanie do niekwestionowanej wiktorii, zdobywając 123 miejsca w Kongresie Deputowanych i osiągając wygodną większość w Senacie. Wielkimi przegranymi tych wyborów okazali się ludowcy, zaliczając najgorszy wynik w swojej historii, zachowując zaledwie 66 mandatów w izbie niższej i tracąc bastiony: Galicję i Kastylię.
Wygrana socjalistów to wielka zasługa ich lidera, choć mało kto przypuszczał, że taki scenariusz jest możliwy. Do tej pory Pedro Sánchez był raczej kojarzony z największymi przegranymi PSOE – tak w wyborach powszechnych, jak regionalnych. Ostatnią wielką wpadką socjalistów była ich styczniowa porażka w Andaluzji, regionie, którym socjaliści niepodzielnie rządzili od zarania autonomicznych struktur w latach 80. Władzę w południowej wspólnocie przejęła prawicowa koalicja, a języczkiem u wagi stała się mało komu znana Vox, której radykalizm przyciągnął uwagę mediów.
Czytaj też: Hiszpańska prawica pod szyldem partii Vox
Partia Vox niczym Donald Trump
W przedwyborczych starciach to właśnie ugrupowanie Santiago Abascala, które funkcjonuje już od sześciu lat, poczuło wiatr w żaglach.
Nieprzebrane tłumy gromadziły się na wyborczych mitingach Vox, zachęcone sloganami żywcem zaczerpniętymi z abecadła Donalda Trumpa. Abascal także deklarował chęć budowy muru w